Czarna piosenka Wisławy Szymborskiej

Wisława Szymborska zaskoczyła nas także po śmierci. Dziś premiera jej tomiku „Czarna piosenka" - pisze Janusz Drzewucki.

Publikacja: 07.10.2014 18:57

Książka ta godna jest uwagi z dwu przynajmniej powodów. Po pierwsze, dlatego że jest to tom poezji Szymborskiej po prostu, co wydaje się absolutnie wystarczającą rekomendacją. Po drugie, z tego względu, że w tomie tym znalazły się utwory, których autorką jest młoda, dwudziestokilkuletnia osoba szukająca dopiero szczęścia w literaturze.

Szymborska, autorka tych wierszy, to nie jest jeszcze Szymborska, wybitna pisarka, poetka z podręcznika literatury polskiej ani tym bardziej noblistka. Jeszcze inaczej rzecz ujmując: w trakcie lektury „Czarnej piosenki" nie sposób się nie zastanowić, kim była Szymborska, zanim stała się Szymborską, tą Szymborską, którą czytamy, podziwiamy, kochamy.

Źródła liryki

O tym, jakim cudem ocalał ów zbiór wierszy powstałych w latach 1944–1948, przygotowywany do publikacji w roku 1950 pod tytułem „Szycie sztandaru" – z wielkim znawstwem tematu pisze we wstępie Joanna Szczęsna, współautorka (wraz z Anną Bikont) biografii poetki „Pamiątkowe rupiecie, przyjaciele i sny".

Otóż z okazji 25-lecia debiutu prasowego Szymborskiej jej mąż Adam Włodek – skądinąd również poeta oraz tłumacz poezji niemieckiej, rosyjskiej, czeskiej i słowackiej – przepisał na maszynie w dwu egzemplarzach wszystkie młodzieńcze wiersze, jakie opublikowała na łamach „Walki", dodatku do „Dziennika Polskiego", „Świetlicy Krakowskiej" oraz „Dziennika Literackiego", z czasem przemianowanego na „Życie Literackie". Dzisiaj mam przeczucie graniczące z pewnością, że nad wydaną po prawie 65 latach „Czarną piosenką" pogodzą się amatorzy poezji z profesjonalistami, czytelnicy z literaturoznawcami.

Dla tych pierwszych każdy nieznany wiersz autorki „Wszelkiego przypadku" i „Ludzi na moście" to czysta radość, dla tych drugich – na wagę złota. Dzięki tekstom pomieszczonym w tej skądinąd elegancko wydanej książce można poznać źródła dojrzałej liryki Szymborskiej.

Co istotne, „Czarna piosenka" nie przynosi tylko i wyłącznie utworów nieznanych. Wszak „Pocałunek nieznanego żołnierza" znalazł się w debiutanckim tomiku „Dlatego żyjemy" z roku 1952. Tyle tylko, że wierszy z pierwszej książki, podobnie jak z drugiej – „Pytania zadawane sobie" (1954) – autorka raczej nie przedrukowywała potem w wyborach poezji.

Uznała bowiem, że obydwie te książki skażone zostały doktryną socrealizmu, wprowadzoną w 1949 na sławetnym zjeździe Związku Literatów Polskich w Szczecinie. Ale w takiej właśnie edycji poezji wybranych z roku 1964 zdecydowała się ogłosić pięć wierszy z wczesnego okresu twórczości, które teraz znajdujemy w „Czarnej piosence".

Utwory te należą zresztą do najlepszych: wiersz tytułowy, „Pamięć o wrześniu", „Pamięć o styczniu", „Wyjście z kina" oraz tekst bez tytułu z roku 1945, zaczynający się sugestywną konstatacją: „Świat umieliśmy kiedyś na wyrywki: / – był tak mały, że się mieścił w uścisku dwu rąk", w którym poetka – mówiąc w imieniu swojego pokolenia – stwierdza: „Nie witała historia zwycięską fanfarą: / – sypnęła w oczy brudny piach", a także „Nasz łup wojenny to wiedza o świecie".

Wojna, zagłada, śmierć

„Czarna piosenka" przynosi kilka zaskoczeń. Przede wszystkim to wyjątkowo obszerny jak na standardy tej autorki zbiór. W tomiku „Koniec i początek" (1993) znalazło się 18 wierszy, w „Chwili" (2002) – 23, w „Dwukropku" (2005) – 17, a w „Tutaj" (2009) – 19, natomiast w pośmiertnie ogłoszonym tomiku „Wszystko" – zaledwie 13 utworów.

Tymczasem w „Czarnej piosence" mamy 26 utworów, a biorąc pod uwagę fakt, że kilka z nich, „Z »Autobiografii dnia«", „Dedykowane poezji", „Wędrówki", to cykle wierszy – ewenement w praktyce twórczej tej autorki – koniec końców należy uznać, że w książce wierszy jest aż 39.

Według wszelkiego prawdopodobieństwa mamy tu wiersze lepsze i gorsze, ale jako entuzjasta liryki tej autorki wolę myśleć, że „Czarna piosenka" przynosi wiersze bardzo dobre i zaledwie dobre.

Nie żałuję, że wydawca zdecydował się na druk wszystkich utworów zebranych przez Adama Włodka i odnalezionych w archiwum poetki po śmierci. Nie chciałbym być – ja, czytelnik – uboższy o którykolwiek z tych utworów.

Wiersze te powstały jako reakcja na to, co młoda Szymborska widziała i przeżyła w czasie wojny. Swoje doświadczenia i doznania zaklęła w świętej mowie poezji. Nic więc dziwnego, że motyw przewodni tego tomu to śmierć, wojna, zagłada. W tym kontekście do najświetniejszych utworów trzeba zaliczyć „Dzieci wojny" i „Krucjatę dziecięcą" z katastroficzną wizją powstania warszawskiego, „Transport Żydów" ze wstrząsającą wizją deportacji do obozu koncentracyjnego, wreszcie „O ścigających i ściganych" otwierający się i kończący takimi oto linijkami: „Czas ułożony jest z kamieni/ więc życie przeżyć – kamienować" oraz „Czas ułożony był z kamieni. / Ale na ogniu stało miasto".

Bezsilna nasza mowa

Nie ulega wątpliwości, że w tych młodzieńczych utworach odszukamy podstawowe elementy niepowtarzalnego stylu Szymborskiej, jaki wykrystalizuje się w następnych – w pełni dojrzałych pod względem artystycznym i poznawczym – tomach poetyckich.

Nikt tak jak Szymborska nie potrafi otworzyć wiersza i go zamknąć. Pod tym względem już na początku poetyckiej drogi była mistrzynią. Z jednej strony: „Cóż, zabijamy sobie świat deskami" („Piosenka o styczniu"), „Tak ukąszony od kuli, / że wszystko ludzkie mi obce" („Pocałunek nieznanego żołnierza"), z drugiej: „– Pomóżcie dźwigać / to, co ugina mi pamięć" („Dzieci wojny"), „Chcę – nim Wczoraj się stanę – popatrzeć. / Chcę – nim Jutro się stanę – rozeznać".

Dla młodej Wisławy Szymborskiej – należącej do tej samej generacji, co Krzysztof Kamil Baczyński, Tadeusz Borowski i Tadeusz Różewicz – podstawowym zagadnieniem było zagadnienie języka poezji, w którym dałoby się wypowiedzieć traumę XX wieku, wobec której tradycyjna sztuka okazała się bezsilna.

W „Pokoju" poetka nie kryje zatem pewności, że „zawiodą słowa", w „Szyciu sztandaru" twierdzi: „ – to ze zdumienia / wstaje potrzeba słów / i oto każdy wiersz / na imię ma Zdumienie", w „Szukam słowa" zaś wyznaje, że chciałaby znaleźć słowo „jak straszliwy gniew Boga", ale na razie go nie znajduje: „Bezsilna nasza mowa, / jej dźwięki nagle – ubogie".

O tym wojennym pokoleniu zwykło się mówić, że jest zarażone śmiercią, jednak w zakończeniu „Zaduszek" poetka pisze: „Nie czekałam tutaj na wiersz; / ale / by znaleźć, chwycić, przygarnąć. / Żyć".

Wisława Szymborska daje nam do zrozumienia, że jej pokolenie – tych, którzy ocaleli z wojennej hekatomby – było przede wszystkim zarażone życiem.

Książka ta godna jest uwagi z dwu przynajmniej powodów. Po pierwsze, dlatego że jest to tom poezji Szymborskiej po prostu, co wydaje się absolutnie wystarczającą rekomendacją. Po drugie, z tego względu, że w tomie tym znalazły się utwory, których autorką jest młoda, dwudziestokilkuletnia osoba szukająca dopiero szczęścia w literaturze.

Szymborska, autorka tych wierszy, to nie jest jeszcze Szymborska, wybitna pisarka, poetka z podręcznika literatury polskiej ani tym bardziej noblistka. Jeszcze inaczej rzecz ujmując: w trakcie lektury „Czarnej piosenki" nie sposób się nie zastanowić, kim była Szymborska, zanim stała się Szymborską, tą Szymborską, którą czytamy, podziwiamy, kochamy.

Pozostało jeszcze 90% artykułu
Literatura
„Boże Narodzenie w Pradze”. Wigilia w świątyniach czeskiej stolicy
Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku