Ciężko zaniedbany pacjent umiera przy obojętności personelu medycznego, który politykuje, zajmuje się telenowelami i hitami komercyjnego kina światowego. W ostatniej chwili lekarze decydują się na reanimację. Tak można opisać sytuację polskiej piosenki w telewizyjnej Jedynce przed i w czasie opolskiego festiwalu.
Programowi 1 udało się uratować Teatr Telewizji i nadać mu wysoką rangę, ale zaniedbał publicystykę kulturalną, a obecność polskiej muzyki ograniczył do programu „Jaka to melodia” oraz krajowych eliminacji Eurowizji, które zawsze się kończą katastrofą. W tym czasie TVN przejął prawa do Sopot Festival, a Polsat wymyślił i organizuje Top Trendy.
Na szczęście opolska impreza pokazuje, że sprawy muzyczne zaczynają być traktowane lepiej. Dawno już nie było festiwalu z udziałem tylu wspaniałych twórców polskiej piosenki. Utworami Wojciecha Młynarskiego wypełniono konkurs „Debiuty”, najlepszy od czasu, kiedy wygrała Justyna Steczkowska. Poprowadził je Adam Nowak i wystąpił na czele Raz Dwa Trzy.
Muzyczna młodzież wspomagana przez Marcina Pospieszalskiego i Wojciecha Kościelniaka udowodniła z kolei, że ma ambicję, dobry smak i warsztat – trzeba tylko dać jej szansę. Wielkie wrażenie zrobiła laureatka tegorocznej „Szansy na sukces”, maturzystka Nina Kodorska, która drapieżnie wykonała „Moknie w deszczu diabeł”. Publiczność pierwsze miejsce przyznała jednak Jerzemu Grzechnikowi za interpretację „Nie ma jak u mamy”.
Premiery uświetnili swoją obecnością Grzegorz Turnau i Andrzej Sikorowski, natomiast jury tworzyli: Irena Santor, Krystyna Prońko, Jan Kanty Pawluśkiewicz i Zbigniew Wodecki. Niestety, sensacji w konkursie nie było – oprócz mylnego wręczenia Kasi Cerekwickiej Super-Premiery, którą natychmiast przekazano Zakopowerowi. Krystyna Prońko powiedziała,że gdyby mogła – zamiast 12 punktów przyznałaby najlepszej piosence tylko siedem. I ta opinia dobrze oddaje poziom konkursu.