Znacznie bogatszą dyskografię ma Ewa Podleś, wśród 30 tytułów kilka świadczy o sporadycznych kontaktach z wielkimi koncernami. Poza Tankredim i Orfeuszem jej pozostałe kreacje zostały zarejestrowane fragmentarycznie, a w USA, gdzie ma niezliczoną rzeszę fanów, związała się z małą wytwórnią Delos.
Na szczęście rozsiani po świecie wielbiciele Ewy Podleś dokumentują niemal każdy jej występ i powstała imponująca lista nieoficjalnych nagrań. – Nie mam nic przeciwko piractwu – powiedziała kiedyś. – Oczywiście nie ze wszystkich wykonań artyści są dumni i chcieliby, aby je kolportowano. Ale ponieważ osobiście wolę nagrania na żywo, nawet z pewnymi niedostatkami, od tych obrobionych studyjnie, myślę, że melomani mają z nich wiele radości.
Tytuł polskiej królowej piratów należy jednak do Stefanii Toczyskiej. Samych „Aid" z jej udziałem jest w Internecie kilkanaście, w tym kilka z przełomu lat 80. i 90. z nowojorskiej Metropolitan, z Placido Domingiem i z Luciano Pavarottim. Te nieoficjalne rejestracje pokazują bogactwo scenicznych wcieleń polskiej artystki. Obok popularnych dzieł Verdiego znajdziemy rzadko wystawiane tytuły Donizettiego, a także opery francuskie, rosyjskie czy czeską „Rusałkę" Dvořaka.
Decca na razie nie planuje wydania na CD całej opery z Aleksandrą Kurzak. – Są natomiast plany wydania na DVD „Matildy de Shabran" Rossiniego z Juanem Diego Florezem i ze mną – wyjawia. – Pojawiła się szansa nagrania przedstawienia na festiwalu w Pesaro.
RECENZJA
Dziesięć tytułów na płycie to same operowe hity zaśpiewane z tytułową radością (po włosku – gioia), lekkością i elegancją. Taką precyzją koloraturowych ozdobników jak w ariach z „Łucji z Lammermooru" czy „Purytanów" może się poszczycić niewiele śpiewaczek. W tych interpretacjach jest jednak znacznie więcej niż technicznie doskonałe tryle. Choć ozdabiają niemal każdą arię, słuchając całego albumu, nie odczuwamy znużenia. Polka potrafi różnicować styl i klimat, z operowego miszmaszu, w którym Mozart sąsiaduje z Johannem Straussem, stworzyła swój interesu- jący autoportret artystyczny. Szczególne uznanie należy się za dodaną arię jedenastą, ze „Strasznego dworu". Śpiewa ją błyskotliwie, a orkiestra z Walencji pod dyrekcją Omera Meir Willbera gra z temperamentem. I tak oto Moniuszko dorównał mistrzom włoskiego belcanta. —j.m.