Rz: Napisał pan i reżyseruje w lubelskim Starym Teatrze sztukę „Machia" – o Niccolu Machiavellim, znanym głównie jako autor „Księcia" i powiedzenia, że cel uświęca środki. Skąd taki wybór?
Juliusz Machulski:
Mało jest tak bardzo zmistyfikowanych postaci w historii jak Machiavelli. Wielu o nim słyszało, ale tak naprawdę mało kto o nim wie. Osobiście lubię, będąc w teatrze, dowiedzieć się czegoś o świecie. Makiawelizm uchodzi za wcielenie zła, a „Książę" jest uznawany za podręcznik dla tyranów, dlatego mówi się o Machiavellim cyniku. Jednak dzieło florentczyka tylko odwzorowuje sposoby prowadzenia polityki, jaką obserwował. Drogowskaz nie musi podążać drogą, którą wskazuje. Trzeba odróżnić refleksje o amoralności polityki od republikańskich poglądów autora. Dlatego, kondensując czas trwania sztuki do jednego dnia, chciałem powiedzieć o Machiavellim maksymalnie dużo.
To jaki był Machiavelli?
Zależało mu na silnej pozycji Florencji i zjednoczeniu Włoch, które wydawały mnóstwo pieniędzy na wewnętrzne wojny i spory. Nie jest przypadkiem, że zaczął pracę w administracji Florencji po obaleniu tyranów Medyceuszy i służył miastu przez kilkanaście lat, do czasu gdy powrócili. Był człowiekiem skromnym z natury, nieśmiałym. Nie potrafił skorzystać z wiedzy, jaką miał – z myślą o sobie i najbliższych. Umierał w nędzy, obciążony utrzymaniem rodziny. Z tego też powodu zaczął pisać – wygnany przez Medyceuszy, którzy znaleźli jego nazwisko na liście spiskowców. Skąd my dziś znamy takie sytuacje! Myślę, że z Machiavellim jest podobnie jak z Robertem Oppenheimerem, który rozszczepił atom. Kij zawsze ma dwa końce. Można wykorzystywać atom w celach pokojowych albo wojennych. Podobnie jest z wynalazkiem Nobla, czyli prochem, mającym zastosowanie w armii, ale i przemyśle.