Leżanka psychoterapeuty nadal kojarzy się z amerykańskim stylem życia. W Polsce do pewnego czasu wystarczała rozmowa z bliskimi albo refleksja w kościele.
Szukanie porady u specjalisty, osoby niezwiązanej z nami emocjonalnie, to znak czasów. Ja też korzystałam z pomocy psychoterapeuty. Byłam wtedy w żałobie. Nie był to mój pomysł, tylko inicjatywa przyjaciół. Przekonali mnie do tych rozmów, zapowiadając, że głównym celem spotkań jest to, by nie obniżyć sobie jakości emocjonalnej życia. Wiele osób po kontaktach z terminalnymi sytuacjami przeżywa stały spadek poziomu życia, nastroju, aktywności. Ludzie przestają walczyć, nastawiają się na przetrwanie.
Żałobę trzeba do końca przeżyć. Ale czy film, spektakl, a nawet serial mogą w tym pomóc?
Nie uważam, że sztuka powinna być terapią, ona funkcjonuje w innym celu – pozwala rozwijać się duchowo, dyskutować na wyższym niż codzienny poziomie i szukać sensu życia oraz rozumieć świat w różnych jego wymiarach. Sztuka budzi niepokoje, stawia pytania, diagnozy, ale nie leczy. Natomiast wielokrotnie w moim długim, już 40-letnim zawodowym życiu zdarzało mi się, że jeden wieczór teatralny zmieniał bardzo wiele. Podobnie zdarzało się z książką, obrazem, utworem muzycznym. Ludzie piszą do mnie listy, w których przyznają, że pod wpływem spektaklu coś postanowili czy diametralnie się zmienili. Do kogoś wrócili, coś porzucili albo gdzieś wyjechali, zaczynając wszystko od nowa. Cieszą mnie te głosy, bo świadczą, że to, co robimy, ma wpływ na ludzi. Generalnie uważam, że ludzie ostatnio „zgłupieli". Większość posługuje się gotowymi receptami i odpowiedziami na wszelkie pytania, a pytania nie są prawdziwe, istotnych pytań w sztuce się teraz nie stawia. Poza tym mam wrażenie, że ostatnio nie wiedzieć, nie czuć, nie znać, nie zastanawiać się to nie wstyd. Nie ma nawet fałszywego snobizmu, aby być człowiekiem elity intelektualnej. Wielu chce być elitą, jeśli chodzi o stan posiadania.
Nad czym zastanawiała się pani, jakich odpowiedzi szukała, przygotowując monodram „Danuta W."?
Przede wszystkim od początku wiedziałam, jaka to jest szansa na aktualny spektakl o Polsce, a nie tylko o historii pani Danuty czy kobiety, czy nawet kobiety w stosunku do historii. Adaptacja tak obszernego materiału jak ta książka jest zawsze interpretacją. Przed lekturą z wielu rzeczy nie zdawałam sobie sprawy, np. z intensywności problemów, z jakimi borykała się pani Danuta. Do pierwszego aresztowania męża doszło niecały rok po ich ślubie. Ich pierwsze dziecko, Bogdan, miało wtedy raptem dwa miesiące. Zawsze myślałam, że mieli już za sobą co najmniej kilkuletni małżeński staż. Tymczasem ona weszła w to jego zaangażowanie, politykę bez świadomości. Podczas jego licznych aresztowań, wyrzucania z pracy, problemów ona zawsze była przed porodem, tuż po porodzie, w trudnych ciążach, wychowywała kolejne dzieci. W ich domu przez lata działało nieformalne biuro „S". A ona miała na to jeden komentarz: „Nie robiłam dramatu, by nie stwarzać dodatkowych problemów".