– Na początku wystawienie „Czarodziejskiej góry" wydawało mi się niemożliwe – powiedział „Rzeczpospolitej" Andrzej Chyra, który jako reżyser operowy debiutował „Graczami" w Gdańsku. – Powodem była zarówno skala, jak i wielowątkowość.
Arcydzieło niemieckiego noblisty Tomasza Manna można czytać jako romans albo filozoficzny traktat o czasie. Ciągle aktualny jest spór światopoglądowy o przeszłość i przyszłość naszego kontynentu pomiędzy jezuitą Naphtą a masonem Settembrinim. Jest też wątek dojrzewania – duchowego, ale i do śmierci. Hedonizm miesza się z trenem o belle epoque przerwanej przez I wojnę światową, która ukształtowała nowoczesną Europę.
Pomysłodawca operowej prapremiery Michał Merczyński, dyrektor Malty, powierzył realizację supergrupie. Muzykę skomponował Paweł Mykietyn, libretto napisała Małgorzata Sikorska-Miszczuk, scenografię zaś przygotował Mirosław Bałka. Tysiącstronicowe arcydzieło noblisty zostało ujęte w formę trzydziestostronicowego libretta.
Autorkę libretta zainspirowała ledwie wzmianka o Amerykance, która zmarła na krótko przed przyjazdem głównego bohatera Hansa Castorpa do Davos, gdzie zajął jej pokój. I chociaż ciało kobiety opuściło lecznicę, jej duch jest wciąż obecny i stanowi medium w obserwacji pozostałych bohaterów.
Historia przebudzenia
– Dla mnie „Czarodziejska góra" jest historią przebudzenia – mówi „Rzeczpospolitej" Małgorzata Sikorska-Miszczuk. – U Manna ożywienie zaczyna się od ciała: Hans zaczyna czuć ciało: policzki, serce, gorączkę, chłód. To jest przerażające, a jednocześnie nieprawdopodobnie ekscytujące. Potem otwiera się kolejny świat doznań. Behrens, Krokowski, Peeperkorn, Settembrini, Naphta mówią, co to znaczy być człowiekiem, jak można, czy należy, funkcjonować w świecie. Każdy przedstawia mu własną wizję. Więc kim właściwie mam być? – pyta siebie Hans, czym jest dla mnie człowieczeństwo, świat, czas, szczęście, nieszczęście, jak mam przeżywać życie?
Amerykanka nieustannie powraca. Jest czymś w rodzaju pomostu między życiem a śmiercią. Nie wiadomo, gdzie się kończy świat żywych, a zaczyna świat umarłych. Finałowy ślub jest wieloznaczny jak powieść. Jest też wojna. Czy to jest ślub ze śmiercią? A może nowa miłość?
– Teraz patrzę na Davos i sanatorium, w którym przebywa główny bohater Hans Castorp, jak na Europę mocno oderwaną od rzeczywistości, zagubioną – twierdzi Andrzej Chyra. – Moją uwagę zwrócił wątek Joachima, kuzyna Hansa, żołnierza, który zmarł wskutek wyjazdu z sanatorium do służby wojskowej.