„Rz” ujawnia, w czyje ręce trafiła szczecińska stocznia

Majątek szczecińskiej stoczni wydzierżawiono firmie, która mówiła o partnerach z USA. Ale żadnych umów nie pokazała

Publikacja: 12.08.2011 01:41

Stocznia Szczecińska Nowa zatrudniała w najlepszych latach nawet 10 tys. osób. Czy firma Kraftport w

Stocznia Szczecińska Nowa zatrudniała w najlepszych latach nawet 10 tys. osób. Czy firma Kraftport wznowi stoczniową produkcję?

Foto: Fotorzepa, Dariusz Gorajski Dariusz Gorajski

Na wznowienie produkcji w stoczni czekają w Szczecinie tysiące osób. Zamknięty dwa lata temu zakład był największym pracodawcą w regionie, zatrudniając w najlepszych latach ponad 10 tys. osób (jeszcze więcej pracowało u kooperantów).

Na początku sierpnia państwowe Towarzystwo Finansowe Silesia wydzierżawiło na dziesięć lat część majątku po Stoczni Szczecińskiej Nowa spółce Kraftport z Katowic. To ciąg technologiczny do budowy statków, strategiczny dla tego zakładu, m.in. suwnice, dźwigi, nabrzeża, pochylnie, ośrodek cięcia blach i obiekty do malowania kadłubów. Silesia jest ich właścicielem od jesieni ubiegłego roku, kiedy wylicytowała najważniejsze stoczniowe nieruchomości na aukcji internetowej.

Umowa z Kraftportem zobowiązuje spółkę do rozpoczęcia działalności stoczniowej do 1 marca 2012 r. Jeśli tego nie zrobi, straci dzierżawę. – Liczymy, że w pół roku uda się sprawdzić deklaracje tego inwestora – mówi „Rz" prezes Silesii Wojciech Bańkowski.

Awantura o Kraftport

O transakcji z nieznaną w branży firmą krytycznie wypowiedziała się część szczecińskich polityków. Zdaniem byłego ministra gospodarki Jacka Piechoty, jeśli Kraftport nie ma umów „z potężnymi konsorcjami i inwestorami", to transakcją powinny się zająć „zupełnie inne organy".

Senator PiS Krzysztof Zaremba twierdzi, że wysłał do prokuratury doniesienie o podejrzeniu przekroczenia uprawnień lub niedopełnienia obowiązków przez prezesa Silesii, a przez to wyrządzeniu stoczni znacznej szkody majątkowej. Nazwał Kraftport firmą krzakiem i zarzucił mu, że ma zrealizować „wytyczną rządu Donalda Tuska i ministra Grada, że w Szczecinie statki mają nie być budowane".

Cenne tereny

Jak sprawdziła „Rz", Kraftport wpisano do rejestru przedsiębiorców 29 lipca, w chwili podpisywania umowy z Silesią był spółką w rejestracji.

– Rejestracja wciąż nie jest prawomocna – powiedziano nam w ubiegły piątek w katowickim sądzie gospodarczym.

Firma ma zajmować się m.in. produkcją farb, klejów i cegieł, a nawet sprzedażą czasu antenowego.

O budowie statków w dokumentach sądowych nie ma słowa. Jest za to „wynajem i zarządzanie nieruchomościami własnymi lub dzierżawionymi". W umowie z Silesią Kraftport nie ma zakazu podnajmu stoczni innym podmiotom i czerpania zysków z tego tytułu. A dostęp do nabrzeży stoczniowych położonych blisko centrum Szczecina daje możliwość rozwinięcia działalności gospodarczej na dużą skalę. – Kraftport jest przede wszystkim zobowiązany do prowadzenia działalności stoczniowej w ramach dzierżawionego terenu – zaznacza Bańkowski. – O ile ten warunek zostanie spełniony, TF Silesia nie ma prawa ingerować, w jaki sposób będzie dysponować dzierżawionym majątkiem.

Kraftport może się starać wykupić dzierżawiony majątek po 12 miesiącach od zawarcia umowy z Silesią. Ile płaci miesięcznie za dzierżawę? – To tajemnica handlowa – ucina Bańkowski, ale dodaje, że warunki umowy pozwolą Silesii odzyskać włożone w stocznię pieniądze, a więc ponad 82 mln zł.

Właścicielem Kraftportu założonego za minimalny kapitał zakładowy 5 tys. zł jest 53-letni Fryderyk Frejowski. To przedsiębiorca budowlany. Nie ma doświadczenia na rynku stoczniowym. Siedziba firmy według sądowego rejestru mieści się na ulicy Marmurowej w Katowicach. To jednocześnie adres zamieszkania Frejowskiego.

Pod tym adresem znaleźliśmy opustoszały dom jednorodzinny. – Nikt tu nie mieszka od ubiegłego roku – mówią sąsiedzi. – Czasem ktoś przyjeżdża po listy.

Zarząd Kraftportu tworzą trzy osoby: 35-letni prezes Łukasz Ćmiel i dwoje członków – Jan Kubicki i Bożena Spychalska. Co wiedzą o budowie statków?

Spychalska i Frejowski prowadzą w Katowicach spółkę docieplającą budynki klinkierem. Od kilku dni nie odpowiadają na prośby o kontakt, nie sposób też odnaleźć Kubickiego.

Spychalska prowadzi też firmy Meveyo (od czerwca w upadłości) i Jacob (wspólnie z Frejowskim), obie niezrzeszone w Regionalnej Izbie Gospodarczej w Katowicach.

Osoba o nazwisku Łukasz Ćmiel prowadziła w Warszawie oraz w śląskim Sławkowie działalność pod nazwą Quantum Consulting (zajmowała się doradztwem), ale numery telefonów są już nieaktywne.

Wizytówką Kraftportu w Internecie jest prosta strona z kilkoma zdjęciami. Kontakt tylko poprzez e-mail.

Kapitał z USA?

Prezes Silesii mówi, że było wiele podmiotów, które zgłosiły chęć dzierżawy majątku stoczni, ale tylko oferta Frejowskiego była interesująca, bo chciał uruchomić pochylnię i wznowić budowę statków.

– Bardzo dobrze oceniliśmy biznesplan i potencjalnych partnerów biznesowych Kraftportu – podkreśla Bańkowski.

Według komunikatu Silesii za Kraftportem stoi kapitał z USA i tamtejsze „czołowe przedsiębiorstwa w branży stoczniowej". Bańkowski nie zdradza, jakie to firmy.

Czy Kraftport pokazał umowy albo porozumienia z zagranicznymi firmami? Jak podaje Silesia, Frejowski przedstawił tylko korespondencję, z której wynikało, że zagraniczni kooperanci są zainteresowani działalnością na terenach po byłej stoczni. Silesia tego nie weryfikowała. – Najgorsze, co może być, to na starcie podważać wiarygodność potencjalnego kontrahenta. TF Silesia miało wystarczające podstawy do uznania autentyczności przedstawionej dokumentacji – zapewnia Bańkowski.

Krzysztof Piotrowski, który przez 11 lat kierował Stocznią Szczecińską Porta Holding SA, całą sprawę określa jednym słowem: kpina. – Ile wart jest biznesplan od ludzi, którzy nie mają pojęcia o budowie statków? – pyta.

Przypomina, że za jego czasów w stoczni zaprojektowano 14 prototypów jednostek, które weszły do produkcji, i zbudowano 160 statków za ponad 4 mld dolarów.

– Praktycznie cała flota na świecie jest prywatna, żaden armator nie zaryzykuje, płacąc kilka milionów dolarów za statek komuś kompletnie nieznanemu – mówi Piotrowski. Podkreśla, że rynek stoczniowy jest hermetyczny i o podpisaniu kontraktu na budowę statku nie decyduje przypadek.

Sprostowanie

W dniu 12.08.2011 w „Rzeczpospolitej" opublikowany został artykuł autorstwa Grzegorza Kaźmierczaka i Izabeli Kacprzak pod tytułem „W czyje ręce trafi stocznia".

Opisuje on spółkę Kraftport, której prezesem jest 35-letni Łukasz Ćmiel.

W artykule pada zdanie: „Osoba o nazwisku Łukasz Ćmiel prowadziła w Warszawie oraz w śląskim Sławkowie działalność pod nazwą Quantum Consulting (zajmowała się doradztwem), ale numery telefonów są już nieaktywne".

Umieszczenie tego zdania w kontekście artykułu sugeruje, że właściciel Quantum Consulting jest prezesem spółki Kraftport.

Nie jest to prawdą. Właściciel Quantum Consulting nie jest i nigdy nie był prezesem opisywanej spółki, nie ma także żadnego związku z sytuacją opisaną w artykule i osobami tam wymienionymi.

Na wznowienie produkcji w stoczni czekają w Szczecinie tysiące osób. Zamknięty dwa lata temu zakład był największym pracodawcą w regionie, zatrudniając w najlepszych latach ponad 10 tys. osób (jeszcze więcej pracowało u kooperantów).

Na początku sierpnia państwowe Towarzystwo Finansowe Silesia wydzierżawiło na dziesięć lat część majątku po Stoczni Szczecińskiej Nowa spółce Kraftport z Katowic. To ciąg technologiczny do budowy statków, strategiczny dla tego zakładu, m.in. suwnice, dźwigi, nabrzeża, pochylnie, ośrodek cięcia blach i obiekty do malowania kadłubów. Silesia jest ich właścicielem od jesieni ubiegłego roku, kiedy wylicytowała najważniejsze stoczniowe nieruchomości na aukcji internetowej.

Pozostało jeszcze 89% artykułu
Kraj
Tysiąc lat i ani jednej idei. Uśmiechnięta Polska nadal poszukuje patriotyzmu
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Kraj
Jak będzie wyglądać rocznica koronacji Chrobrego? Czołgi na ulicach stolicy
Kraj
Walka z ogniem w Biebrzańskim Parku Narodowym. „Pożar nie jest opanowany”
Kraj
Ministerstwo uruchomiło usługę o wulgarnym akronimie. Prof. Bralczyk: To niepoważne