Stawkę i ramy kampanii samorządowej po stronie nowej koalicji rządzącej próbował narzucić w tym tygodniu premier Donald Tusk. Jak stwierdził, 7 kwietnia – bo wtedy najpewniej odbędzie się I tura wyborów – liczy na podtrzymanie werdyktu wyborców z 15 października. Format startu to wspólna lista wszystkich, którzy teraz tworzą koalicję.
Czytaj więcej
PiS jako opozycja rozpoczyna od mobilizacji własnej bazy wyborczej, nieco podobnie jak dawna opozycja w latach 2015-2019 r. Ale kalendarz wyborczy nie sprzyja tej strategii. Z jednego głównego powodu.
Ale jak wynika z naszych rozmów, nadzieje Donalda Tuska mogą okazać się płonne, przynajmniej jeśli chodzi o wspólny start. – Decyzja o odtworzeniu Trzeciej Drogi, czyli naszego sojuszu z Szymonem Hołownią, jest w zasadzie pewna, a można się jej spodziewać jeszcze w styczniu – mówi nam ważny polityk PSL znający sytuację. Dla ludowców wybory samorządowe historycznie są ważniejsze nawet niż parlamentarne. Dla Polski 2050 wybory samorządowe to szansa na okrzepnięcie struktur w całej Polsce.
Czy w wyborach samorządowych frekwencja zbliży się do tej z wyborów 15 października?
Oficjalnie nic nie jest jeszcze przesądzone, a kuluarowe informacje wskazują, że rozmowy dopiero ruszają. – Wspólna lista w wyborach samorządowych byłaby naturalnym przedłużeniem tego, co wydarzyło się 15 października – powiedziała w czwartek na antenie TVN 24 Katarzyna Kotula, ministra równości w rządzie Tuska z Nowej Lewicy. Pod koniec ubiegłego roku Robert Biedroń, współprzewodniczący Nowej Lewicy, mówił w programie #RZECZoPOLITYCE o Pakcie Samorządowym i Europejskim, który na stole kładzie Lewica przed kampaniami w tym roku. Ale większość naszych rozmówców z PO jest przekonanych o tym, że powtórki z publicznej dyskusji o jednej liście w wyborach do Sejmu nie będzie. – Sytuacja się zmieniła o tyle, że teraz Tuskowi zależy też na dobrej atmosferze w rządzie i dowożeniu kolejnych obietnic – mówi jeden z naszych informatorów z Platformy. Sam Tusk w tym tygodniu sugerował, że uzna decyzje koalicjantów. Nie będzie również silnej presji w całym kraju na wspólnych kandydatów na prezydentów, wójtów czy burmistrzów.
Czy w wyborach samorządowych frekwencja zbliży się do tej z wyborów 15 października? To marzenie nowej rządzącej koalicji. – Moim zdaniem są na to małe szanse. Zazwyczaj w wyborach samorządowych frekwencja była niższa niż w sejmowych. Mobilizacja nie będzie możliwa z dwóch powodów. Jeden ma charakter paradoksu. Ludzie cenią sobie wpływ, jaki mają na lokalną politykę, ale jednocześnie w najmniejszym stopniu wykorzystują ten wpływ, biorąc udział w wyborach – mówi nam prof. Ewa Marciniak z UW. – Drugi powód to zróżnicowana i zanikająca polaryzacja lokalna np. w wyborach do rad powiatów, rad gmin. Polaryzacja zaś mobilizuje. Silna polaryzacja będzie możliwa w dużych miastach i może sprzyjać frekwencji – mówi nam prof. Marciniak.