Ojciec Święty operuje w tym dokumencie retoryką Greenpeace'u i innych organizacji, stawiających sobie za cel ochronę naturalnego środowiska.

Tyle że argumenty, na które Franciszek się powołuje nie są prawdami objawionymi. W naukach przyrodniczych nie obowiązują żadne utrwalone dogmaty. Wokół emisji węgla i odnawialnych źródeł energii toczy się w świecie burzliwa dyskusja. Można odnieść wrażenie, że papież stanął zdecydowanie po jednej stronie sporu, chociaż jednocześnie apeluje o zrozumienie dla sytuacji krajów (a do nich należy chociażby Polska), które muszą ponosić – jak to określił – „wyższe koszty transformacji energetycznej".

Tymczasem w przyszłości może się okazać, że przejęta przez Franciszka dzisiejsza narracja ekologów to w wielu, jeśli nie we wszystkich, przypadkach, podyktowany względami modnej radykalnej, lewicowej ideologii, fałszywy alarm. I co wtedy? Inna rzecz, że papież Argentyńczyk to jezuita, a Towarzystwo Jezusowe znane jest z podejmowania walki na terytorium przeciwnika. To stara szkoła sięgająca czasów kontrreformacji. Skoro zatem ekolodzy oskarżają Kościół i generalnie „tradycję judeochrześcijańską" o eksploatatorski stosunek do „matki ziemi", być może Franciszek postanowił odebrać im ich broń.

Warto też odnotować, że Ojciec Święty rozwiał w encyklice wątpliwości co do tego, że - wbrew oczekiwaniom lewicowych i liberalnych kręgów – zamierza zmienić stanowisko Watykanu w zakresie etyki seksualnej. Przy okazji słusznie obnażył podwójne standardy ekologów, którzy troszcząc się o „matkę ziemię", postulują prawo do zabijania, czyli aborcji.

Jest jednak jeszcze jedna ważna kwestia. Zastanawia fakt, że obecny następca św. Piotra w swojej długo oczekiwanej encyklice zajmuje się problemami, które są dla Kościoła marginalne. A przecież Franciszek w wielu swoich homiliach wskazywał letniość wiary współczesnych katolików, skutkiem czego jest opuszczanie wspólnoty wiernych, a co za tym idzie odłączanie się od źródła życia, jakim są sakramenty święte. Cierpienie ludzi, dla których „Bóg umarł" zasługuje chyba na większą uwagę Stolicy Apostolskiej niż – jak czytamy w „Laudato si'" – „jęki matki ziemi".