29 lipca w Wiedniu zmarł w wieku 65 lat Jan Kulczyk, znany najbardziej z działalności biznesowej, najbogatszy Polak, właściciel Kulczyk Holding i Kulczyk Investments, uczestnik prywatyzacji firm państwowych i akcjonariusz wielu spółek, w tym notowanych na warszawskiej Giełdzie Papierów Wartościowych.
Oficjalnie przyczyną śmierci biznesmena są powikłania pooperacyjne.
W mediach wiadomość ta pojawiła się w środę około godziny 9 rano, gdy rusza sesja na warszawskiej giełdzie. Notowane są na niej akcje sprywatyzowanego Ciechu, wydobywczej spółki Serinus Energy, Polenergii i transportowego Pekaesu (jest sprzedawany funduszowi Innova Capital), czyli czterech firm należących do portfela Kulczyk Investments (KI).
Akcje spółek zareagowały początkowo nerwowo. Z naszych informacji wynika, że niepotrzebnie, bo strategia funduszu raczej się nie zmieni.
– Doktor Kulczyk w swojej mądrości zadbał o sukcesję w grupie, przygotowując do przejęcia sterów syna, choć nie mógł przewidzieć, że ta chwila nastąpi tak szybko. Sebastian objął je ostatecznie w 2014 r. i uczestniczył w przygotowaniu strategii inwestycyjnej, która została przyjęta w tym roku przez radę nadzorczą – mówi jedna z osób znająca kulisy, ale zastrzegająca anonimowość.
Miliarder wziął sobie do serca losy inwestycji życia Jana Wejcherta, założyciela TVN, który również zmarł nagle, nie przygotowując dzieci na taką ewentualność.
KI to rodzinny fundusz Kulczyków, gdzie przewodniczącym rady nadzorczej był założyciel Jan Kulczyk, a syn Sebastian od ubiegłego roku pełni funkcję prezesa.
Syn, córka Dominika i bliscy znajomi biznesmena wiedzieli o jego śmierci kilka godzin wcześniej. Rano Polskiej Agencji Prasowej informację o śmierci Jana Kulczyka przekazała spółka Kulczyk Holding (KH), niegdyś główny wehikuł inwestycyjny miliardera, a dziś część KI.