– Nie mieli już siły czekać, skąd nadejdzie nasze kontruderzenie. (…) Dopiero kiedy się zorientowali, co narobili, sami zaczęli się ewakuować. Bo lewy (okupowany – red.) brzeg jest niższy i główne zatopienia będą tam – powiedziała rzeczniczka ukraińskiej wojskowej Grupy „Południe” Natalia Humeniuk.
W dół rzeki
5-metrowa fala powodziowa zalała przede wszystkim wschodni brzeg wraz z rosyjskimi umocnieniami, sprzętem i magazynami. Po opadnięciu wody Rosjan będzie jednak oddzielało od Ukraińców kilkanaście kilometrów trzęsawiska i kilka razy szersze koryto Dniepru. Jednocześnie będą potrzebowali mniej wojska do obrony nowych pozycji, co umożliwi im wycofanie niektórych jednostek na tyły, do odpierania ukraińskiego kontrataku.
Czytaj więcej
Wysadzenie tamy na Dnieprze ma zastraszać, ale też wynika ze strachu. Najbardziej Moskwa drży na...
– Za wysadzenie tamy i zatopienie własnych pozycji na lewym brzegu należy się Nagroda Darwina – utyskiwał rosyjski analityk Rusłan Lewijew, który wyemigrował z Rosji do USA.
Właśnie biorąc pod uwagę straty, jakie poniosła rosyjska armia w ludziach i sprzęcie, część analityków zaczęła powątpiewać, by ich dowództwo celowo wysadziło tamę w powietrze. W ostatnim czasie znacznie podniósł się poziom wody w Zbiorniku Kachowskim (który tama oddzielała od dolnego biegu Dniepru). Miejscowi dziwili się, dlaczego Rosjanie nie spuszczają wody śluzami. A oni być może po prostu nie umieli ich otworzyć.