Plan Macrona przewiduje radykalne uproszczenie jednego z najbardziej skomplikowanych systemów emerytalnych na świecie i likwidację dziesiątek przywilejów branżowych. Ale jednocześnie nie zakłada żadnych oszczędności w kraju, który mając najwyższe wydatki wśród państw zachodnich, nie daje swoim przedsiębiorcom możliwości dynamicznego działania.
Ale mimo to Francuzi masowo wyszli w czwartek na ulice i wzięli udział w strajku, aby odrzucić proponowane zmiany. Doszło do brutalnych starć w Paryżu. Kraj ma pozostać sparaliżowany przez następne dni i tygodnie – zapowiadają związkowcy.
Dowiedz się więcej: Francuzi nie chcą reform Macrona. Kraj dał upust frustracji
Jeśli tak rzeczywiście się stanie, a Macron nie wykaże determinacji Margaret Thatcher, której udało się w 1985 r. złamać strajki górników, Francja może wpaść w głęboki kryzys gospodarczy i polityczny. Dla przedsiębiorców stanie się przecież jasne, że prezydent, który ledwie dwa i pół roku temu doszedł do władzy pod hasłami głębokiej przebudowy kraju, nie jest w stanie wprowadzić w życie swojego programu. Nie tylko szanse na jego reelekcję za dwa i pół roku gwałtownie zmaleją, ale też otworzy się większa niż kiedykolwiek w V Republice szansa na przejęcie władzy przez skrajną prawicę – jeśli nie Marine Le Pen, to jej 30-letnią siostrzenicę Marion Marechal.
Od dojścia do władzy Macron forsował głęboką reformę Unii Europejskiej. Chciał budować mniejszą, ale za to bardziej zintegrowaną, wspólnotę wokół strefy euro. Opór Niemiec i krajów nordyckich sprawił, że mu się to nie udało, ale jak pokazał niedawny wywiad w „The Economist”, prezydent wcale nie zrezygnował ze swoich ambicji, ale jedynie zmienił ich kształt: teraz chce nowej architektury bezpieczeństwa w Europie z coraz mniejszym udziałem Amerykanów, ale za to przy rosnącej współpracy z Rosją.