Życzenie takie formułują przede wszystkim przyzwoici ludzie zniesmaczeni korupcją, która w tej organizacji stała się korporacyjną kulturą, cynizmem kolejnych szefów FIFA – João Havelange’a, Seppa Blattera i teraz Gianniego Infantino, ale nieznający piłkarskich realiów.
FIFA władzy nad futbolem nie odda nigdy, bo uwłaszczyła się na tym spektaklu, który przynosi jej gigantyczne dochody. Jest właścicielem mundialu, a to potężna władza. Trudno mieć też nadzieję, że reformatorskie prądy zrodzą się wewnątrz tej organizacji, nawet po bezprecedensowej fali krytyki, jaka spada na nią wskutek sprzedania mundialu Katarowi, i za to, jak zachowuje się jej szef Gianni Infantino, który zresztą mieszka w Dausze wraz z rodziną.
Czytaj więcej
Widok tęczy drażnił już wcześniej szefów światowej federacji FIFA. Oni kilka dni temu - niewykluczone, że za sprawą nacisków ze strony katarskiej rodziny królewskiej, która wcześniej wykopała piwo ze stadionów - zabronili kapitanom drużyn narodowych zakładania opasek „One Love”, które miały być gestem wsparcia dla prześladowanych przez lokalne prawo środowisk LGBTQ+.
Mówiąc w uproszczeniu, FIFA to taki PZPN tylko w skali globalnej. Większości krajowych federacji przewodzą ludzie podobni do liderów polskiej piłki, z podobną skłonnością do transparentnych działań i reform idących z duchem czasu.
Kto ma w tej sprawie jakieś wątpliwości, powinien obejrzeć w internecie reakcje delegatów na kongresie FIFA, podczas którego szefowa Norweskiej Federacji Piłkarskiej Lise Klaveness wygłosiła poruszające przemówienie. Powiedziała o moralnej nędzy FIFA, o tym, jakim błędem było przyznanie mundialu Katarowi, o prawach człowieka, o równości i o tym wszystkim, co w pierwszych dniach mistrzostw świata dla opiniotwórczych mediów jest równie ważne jak sam futbol. Gdy Norweżka skończyła, prowadzący obrady działacz z Hondurasu powiedział, że mówiła nie na temat, a delegaci patrzyli na nią jak na postać z innego świata. Bo ona jest z innego świata, z którym Infantino czy Cezary Kulesza nie mają nic wspólnego.