Co cię nie zabije, to cię wzmocni – jeśli wierzyć w tę maksymę Friedricha Nietzschego, to, nie jestem wcale pewien, czy katastrofa smoleńska jednak nas nie zabiła. Jako narodu. Bo na pewno nie wyszliśmy z niej silniejsi.
15 lat temu byliśmy lepszym społeczeństwem. Łatwiej nam się ze sobą rozmawiało. Albo inaczej: w ogóle jakoś jeszcze rozmawialiśmy. Bo przeciwnicy polityczni nie byli jeszcze śmiertelnymi wrogami: zdrajcami, wariatami, mordercami, fanatykami.
15. rocznica katastrofy smoleńskiej: o co dziś się kłócimy?
Po 15 latach kłócimy się już nawet nie o samą katastrofę, bo jakąkolwiek debatę o niej pogrzebał swoimi manipulacjami tzw. zespół Macierewicza. Przerzucamy się raczej odpowiedzialnością za to, kto rozegrał tę katastrofę politycznie.
Czytaj więcej
Czwartek, 10 kwietnia, upłynie pod znakiem obchodów 15. rocznicy katastrofy smoleńskiej. Wszystko...
Dla jednych jest oczywiste i niepodważalne, że zrobił to Jarosław Kaczyński, organizując sektę smoleńską. Są nawet gotowi mu zarzucać, że osobiście odpowiada za śmierć brata. Inni widzą tylko sikanie na krzyż smoleński i Donalda Tuska przejeżdżającego prętem po klatce z małpami, czyli cynicznie prowokującego przeciwników. Przypisują mu zdradę i diaboliczne konszachty z Putinem. I obawiam się, że półokrągła rocznica koncentrować się będzie właśnie wokół tego: kto zaczął, kto dawniej zawinił, kto kiedyś coś. A mało kto się skupi na tym, co najgorsze – że ta tragedia trwa nadal, nieustannie nas osłabia, przekreśla szanse na współpracę.