Gdyby dziś Polska została napadnięta zbrojnie, moglibyśmy się bronić przez tydzień, może dwa. Na tyle starczyłoby nam amunicji. Gdy otwarcie przyznał to na antenie Polsat News szef BBN gen. Dariusz Łukowski, marszałek Szymon Hołownia się oburzył, że niedobrze o tym mówić. I dodał, że obecna koalicja rządząca „odziedziczyła nieprostą sytuację” po poprzednikach.
Zgoda, odpowiedzialność należy rozłożyć na różne rządy. Nie tylko za brak amunicji, ale generalnie za sytuację naszej zbrojeniówki, schronów czy nieprzygotowanie ludności – i to nie tylko do fizycznej konfrontacji, bo różne strony politycznego sporu od dawna podkopują fundamenty dobrze rozumianego patriotyzmu, poczucia jedności czy obywatelskiego zaangażowania w obronę europejskich wartości i wolności, już nawet nie wspominając o odporności społecznej na zastraszanie (nie tylko ze strony Rosji i Białorusi). Choć już wina za rozmontowanie obrony cywilnej leży akurat wyłącznie po stronie PiS.
Co zdziałał rząd Donalda Tuska w sprawach bezpieczeństwa Polski?
Ale co z tą „nieprostą sytuacją” po poprzednikach zrobiła obecna koalicja? Po trzech latach pełnowymiarowej wojny u naszych granic nie tylko nie ruszyła budowa schronów, bo konieczne zmiany ustawowe dłużą się niemiłosiernie, ale nadal czekamy też choćby na ich przegląd. Rząd się chwali wywalczeniem w Brukseli olbrzymich pieniędzy na zbrojenia, a od miesięcy nie potrafi powołać nawet międzyresortowego zespołu ds. opracowania strategii dla państwowego sektora obronnego. Do tej wyliczanki Maciej Miłosz dorzuca właśnie w „Rzeczpospolitej”, że rząd nie znalazł także czasu – od roku! – by zająć się gotowym projektem wyłączenia zamówień obronnych z prawa zamówień publicznych.
Czytaj więcej
W czwartek MON podpisuje umowę na wozy bojowe Borsuk za miliardy złotych. Ale jednocześnie pienię...
Świetnie, że sekretarz generalny NATO chwali w Warszawie idee Tarczy Wschód i wspólnego patrolowania Bałtyku. Warto docenić Donalda Tuska i Radosława Sikorskiego za wysiłki w montowaniu rozmaitych koalicji na rzecz naszego bezpieczeństwa – od Skandynawii po Turcję. Ale czy przypadkiem nie zapomnieliśmy o najważniejszym – o pracy u podstaw? Pięknie się wychodzi na zdjęciach z europejskich salonów, przyjemnie się debatuje o wielkich planach, głośnych inwestycjach i olbrzymich pieniądzach, ale podstawowe sprawy naszego bezpieczeństwa, które można by załatwić w kraju od ręki – potrzeba tylko politycznej woli – dziwnym trafem leżą odłogiem.