[b][link=http://blog.rp.pl/rybinski/2009/09/18/kazdy-swoja-prawde-zna/]skomentuj na blogu[/link][/b]
Rozbieżność ocen, komplikowanie spraw najprostszych, figle i sztuczki językowe używane do opisywania zdarzeń jednoznacznych są, w powszechnej opinii, narzędziami realizacji interesów politycznych, sygnalizują przynależność, a nawet są testem lojalności grupowej. Słowem, oceny na przykład Katynia to nic innego jak bieżąca polityka, trochę międzynarodowa, bardziej wewnętrzna.
Realiści kontra oszołomy. Rusofile kontra rusofoby. Postęp przeciw wstecznictwu. Umysł kontra serce. Nacjonaliści kontra Europejczycy. Co kto tam woli.
To za prymitywne, za proste. I gdyby miało być prawdą, byłoby za ponure. Wszystkie kontrowersje wokół interpretacji wydarzeń, których rocznicę obchodzimy, biorą się stąd, że Polacy dzielą się na dwie kategorie duchowe, a nie wyłącznie polityczno-praktyczne. Na pogryzionych przez Hegla i jego uczniów oraz na powieszonych przez Murawiowa i jego następców. Ściera się u nas konieczność dziejowa z prawdą historyczną. I żadna ze stron nie zamierza ustąpić.
Świetny wykład racji pokąsanych Heglem dał 17 września w komentarzu na łamach "Gazety Wyborczej" Adam Michnik, pisząc: "Historyk rzetelny uczy rozumienia historii i kontekstu; rozumienia racji nie tylko własnych, ale i cudzych". Wszystko jest względne i racja jest po każdej stronie. Z wyjątkiem strony powieszonych. Powieszeni nie mają już racji. Nie mogą mieć, skoro wiszą. Padli ofiarą logiki dziejów i jej racji.