Putin, arabski miecz i głowa węża

Gdzie Rijad, a gdzie Krym? Geograficznie daleko od siebie. Ale w globalnej grze mocarstw są elementami jednej układanki.

Publikacja: 25.03.2014 20:06

Jerzy Haszczyński

Jerzy Haszczyński

Foto: Fotorzepa/Waldemar Kompała

Skuteczność nacisków ekonomicznych wywieranych na Rosję za interwencję na Półwyspie Krymskim w sporym stopniu zależy od tego, jak się do nich odniesie Arabia Saudyjska.

Gdyby największy eksporter ropy przyłączył się do gry po stronie Zachodu i odkręcił kurek, to spadające ceny paliwa uderzyłyby w Kreml. A Moskwie nic tak nie zagraża, jak tania ropa i tani  gaz.

Zachód to w tym wypadku Stany Zjednoczone, które wydają się zdeterminowane przytrzeć nosa Putinowi za złamanie zasad w Europie Wschodniej.

Jednak Arabia Saudyjska ostatnio nie bardzo chce grać po stronie Ameryki. I nie wiadomo, czy Barackowi Obamie podczas piątkowej wizyty w Rijadzie uda się ją udobruchać, dając jednocześnie nadzieję na zbudowanie sojuszu skutecznie naciskającego na Rosję.

Saudyjczyków trzeba udobruchać, bo czują się zdradzeni przez swojego sojusznika – Amerykę. Dla nich sojusznik to ten, kto nie próbuje wchodzić w sojusze z ich śmiertelnymi przeciwnikami. A USA zaczęły w zeszłym roku negocjować z Iranem. Iran zaś to – jeśli wierzyć przeciekom z WikiLeaks – kraj, który zdaniem saudyjskiego monarchy Amerykanie powinni zbombardować, zanim skonstruuje bombę jądrową, a nie bawić się z nim w rozmowy. – Odetnijcie głowę temu wężowi! – miał się domagać kilka lat temu król Abdullah.

Za drugiego wroga Saudyjczycy uważają Bractwo Muzułmańskie przez chwilę rządzące w Egipcie, a teraz, między innymi dzięki pieniądzom saudyjskim, wymazywane z życia politycznego. W sprawie Bractwa Ameryka też nie wykazała się czujnością, a po rewolucjach arabskich jego ideologia zaczęła triumfalny marsz po Bliskim Wschodzie, zagrażając interesom Arabii Saudyjskiej, też jak Bractwo islamistycznej, ale inaczej.

Podobnych wrogów jak Arabia Saudyjska mają Zjednoczone Emiraty Arabskie (trzeci kraj na liście eksporterów ropy) i Kuwejt (czwarty). Od tego petrosojuszu zależą w dużym stopniu światowe ceny ropy, na które z lękiem zerka Putin.

Pozyskanie petrosojuszników do nacisków na Rosję to wizja kusząca. Jednak tworzenie nowych sojuszów jest trudne. A tworzenie sojuszy z wymagającymi daleko posuniętej lojalności i niebędącymi wzorem praw człowieka monarchiami z Półwyspu Arabskiego jest trudne szczególnie.

Arabskim mieczem się z rosyjskim wężem raczej nie wygra.

Skuteczność nacisków ekonomicznych wywieranych na Rosję za interwencję na Półwyspie Krymskim w sporym stopniu zależy od tego, jak się do nich odniesie Arabia Saudyjska.

Gdyby największy eksporter ropy przyłączył się do gry po stronie Zachodu i odkręcił kurek, to spadające ceny paliwa uderzyłyby w Kreml. A Moskwie nic tak nie zagraża, jak tania ropa i tani  gaz.

Pozostało jeszcze 83% artykułu
Komentarze
Estera Flieger: Krym musi być ukraiński
Komentarze
Tomasz Krzyżak: Uchodźcy wciąż odzierani z godności
Komentarze
Sikorski i Duda dryfują po morzach i lądach. Co dalej z Trójmorzem?
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Niepokojący trend sondażowy dla Rafała Trzaskowskiego. Karol Nawrocki jak Andrzej Duda?
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Trump i światowi przywódcy w Rzymie. Pogrzeb Franciszka okazją do geopolitycznego przełomu?