Kryzys wywołał głęboki szok u Greków, którzy z entuzjazmem zamieniali w 2001 r. drachmę na euro. Przyjęcie jednolitej waluty zapoczątkowało epokę tanich kredytów, które napędziły prywatną konsumpcję i wydatki publiczne, co rozdęło deficyt budżetowy i rachunków bieżących. Od czasu kryzysu długu w Europie na początku 2010 r. cztery kolejne rządy w Atenach starały się nie dopuścić do bankructwa państwa korzystając z największego w historii gospodarki programu pomocy na sumę ponad 310 mld euro pożyczonych przez trojkę: Komisję Europejską, Europejski Bank Centralny i Międzynarodowy Fundusz Walutowy.
Czytaj także: Grecja cieszy wierzycieli
Teraz gdy Ateny wracają do normalności i odzyskują suwerenność gospodarczą blizny są nadal widoczne: banki uginają się pod ciężarem gigantycznych przeterminowanych pożyczek, a zadłużenie finansów publicznych jest nadal największe w strefie euro i wynosi 180 proc. PKB. Ale słońce zaczyna wyglądać zza chmur. Gospodarka, która skurczyła się o 26 proc. w latach kryzysu zaczęła rosnąc, turystyka kwitnie (wzrost o 16,8 proc. po 5 miesiącach), a bezrobocie powoli maleje ze szczytowych 28 proc. do 19,5 proc.
Pierwszy kwartał był kolejnym piątym okresem wzrostu gospodarczego, jego tempo doszło do 2,3 proc. w skali rocznej, co wskazuje na postępujące ożywienie wspomagane eksportem. Komisja Europejska zakłada dla Grecji 1,9 proc. w tym roku, ale sceptycyzm nie zniknął. MFW przewiduje wprawdzie 2 proc. w tym roku i 2,4 proc., w 2019 r. ale uważa, że „zewnętrzne i krajowe ryzyka przechylają szalę w dół".