"53 wojny": Czekanie, które wpędza w chorobę

W „53 wojnach" Ewa Bukowska pokazuje życie pełne samotności i niepokoju. Ten film to ważny debiut.

Publikacja: 22.10.2018 18:24

– Byłem na plaży, było totalnie ciemno i nagle Ruscy zaczęli strzelać. Zrobiło się jasno jak w dzień. Dziwnie. Pięknie i przerażająco jednocześnie – mówi mężczyzna. Jest korespondentem wojennym. Przyjeżdża do domu na chwilę. I zaraz pakuje plecak, żeby ruszyć dalej. Tam, gdzie wybuchają zbrojne konflikty, gdzie giną ludzie, gdzie dzieci umierają z głodu.

Oglądając „53 wojny" Ewy Bukowskiej, pomyślałam o oscarowym filmie „Hurtlocker. W pułapce wojny" Kathryn Bigelow. Amerykanka sportretowała saperów z jednostki walczącej w Iraku. Ludzi, którzy codziennie ocierają się o śmierć. Niektórzy wracają z zespołem stresu bojowego, inni kompletnie znieczuleni. Ale niektórych wojna uzależnia. Działa jak narkotyk. Jak zastrzyk adrenaliny.

Scenarzysta „Hurt Lockera" Mark Boal opowiadał mi o swoim znajomym, korespondencie wojennym, „New York Timesa" Chrisie Hedgesie: – Był piekielnie odważny, jeździł w najbardziej niebezpieczne miejsca. Kiedy wracał do Stanów, wpadał w depresję i natychmiast szukał kolejnego miejsca, gdzie mógłby zanurzyć się w piekło. Jeśli człowiek codziennie zagląda w oczy śmierci, to potem pytania: gdzie są moje skarpetki albo jakie płatki śniadaniowe kupić, wydają się idiotyczne.

W ostatniej scenie filmu Kathryn Bigelow sierżant, który skończył misję i bawi się w domu z synkiem, znów wraca do Iraku. Tak samo musi wracać do piekła Witek z „53 wojen". – Nie mogę siedzieć w Warszawie, bo stąd będę pisał korespondencje? – mówi.

To jednak tylko część prawdy. Jego ten niebezpieczny świat ciągnie. Choć jednocześnie mówi: – Jeśli mam dokąd wracać, nie boję się.

Z perspektywy kobiety

To nie on jest tu głównym bohaterem. Film został luźno zainspirowany książką Grażyny Jagielskiej , żony wybitnego reprtera Wojciecha Jguielskiego – „Miłość z kamienia. Życie z korespondentem wojennym". Odgłosy wojny pojawiają się tu tylko w słuchawce telefonu lub na ekranie telewizora. „53 wojny" to opowieść z perspektywy kobiety. Żony, która czeka na powrót męża, samotnie przebijając się przez codzienność. I boi się każdego dzwonka telefonu, bo to może być ta najgorsza wiadomość.

– Myślałam, że jeżdżenie na wojnę to tymczasowa praca, a potem zrozumiałam, że nie da się przestać. To znaczy chciałam zrozumieć – mówi Anna.

Coraz słabiej radzi sobie z każdym dniem, ze wszystkim, co spada tylko na jej barki. Jak wyjedziesz, nigdy nie zrobimy remontu – krzyczy do męża. I nie umie żyć z wiecznym niepokojem i czekaniem na wieści ze świata, z pytaniem, które rzuca do telefonu: – Za trzy dni będziesz?

W zamian otrzymuje odpowiedź: – Nie wiem, może za tydzień. Jej mąż jest wspaniałym facetem, ale ona nie wytrzymuje stresu. Jeszcze myśli o własnej pracy, jeszcze zajmuje się dziećmi, jeszcze próbuje odrzucać propozycje pomocy od matki, jeszcze stara się udawać przed znajomymi, że wszystko jest OK. Ale przecież coraz gorzej daje sobie radę z samą sobą.

Studium samotności

– To uniwersalny temat: ciągła nieobecność. Samotność dotykająca dziś wszystkich – twierdzi reżyserka.

I rzeczywiście proponuje studium samotnej kobiety. Mężczyzna nie czuje problemów żony. Przecież nie zdradza, kocha. Gdy wyjeżdża, to do pracy. Jednak Anka coraz bardziej zagłębia się depresję i obłęd. Próbuje się ratować rozwodem, ale nie da się wykreślić z życia miłości. Ewa Bukowska portretuje osobę, która – nie będąc na wojnie – doświadcza czegoś, co jest mieszanką zespołu stresu pourazowego i narastającego poczucia samotności.

Fantastyczną rolę tworzy Magdalena Popławska – coraz bardziej niespokojna, rozedrgana, momentami agresywna, momentami apatyczna. Kłębowisko lęku, buntu i tęsknot. Bukowska potrafiła zaś zbudować gęsty, duszny klimat, podkreślony przez świetne, chwilami niemal klaustrofobiczne zdjęcia Tomasza Naumiuka i nerwowy montaż Agnieszki Glińskiej.

Ewa Bukowska skończyła krakowską szkołę teatralną, na ekranie zadebiutowała jako Agata w „Krollu" Władysława Pasikowskiego. Twierdzi, że nigdy nie czuła się dobrze w zawodzie aktorskim. Dziś jako dojrzała kobieta, matka dwóch synów, znalazła dla siebie nową drogę. W 2013 roku wyreżyserowała ciekawy, trzydziestominutowy „Powrót" – o zniszczonym psychicznie żołnierzu wracającym z wojny w Afganistanie.

„53 wojny" potwierdzają jej wrażliwość reżysera. W ubiegłym tygodniu dostała nagrodę im. Janusza Morgensterna za najbardziej obiecujący debiut roku. „To jest promesa, kredyt zaufania, który pomoże mi dalej pracować" – powiedziała reżyserka, odbierając to wyróżnienie. Pozostaje czekać na jej następny film. ©?

– Byłem na plaży, było totalnie ciemno i nagle Ruscy zaczęli strzelać. Zrobiło się jasno jak w dzień. Dziwnie. Pięknie i przerażająco jednocześnie – mówi mężczyzna. Jest korespondentem wojennym. Przyjeżdża do domu na chwilę. I zaraz pakuje plecak, żeby ruszyć dalej. Tam, gdzie wybuchają zbrojne konflikty, gdzie giną ludzie, gdzie dzieci umierają z głodu.

Oglądając „53 wojny" Ewy Bukowskiej, pomyślałam o oscarowym filmie „Hurtlocker. W pułapce wojny" Kathryn Bigelow. Amerykanka sportretowała saperów z jednostki walczącej w Iraku. Ludzi, którzy codziennie ocierają się o śmierć. Niektórzy wracają z zespołem stresu bojowego, inni kompletnie znieczuleni. Ale niektórych wojna uzależnia. Działa jak narkotyk. Jak zastrzyk adrenaliny.

Pozostało jeszcze 83% artykułu
Film
Rekomendacje filmowe: Opowieści o miłości i odchodzeniu
Materiał Promocyjny
Jak przez ćwierć wieku zmieniał się rynek leasingu
Film
Serial „Czarne stokrotki”: symbol bardziej tajemniczy niż swastyka
Film
Zaskakujący debiut. „To nie mój film” o kryzysie w związku
Film
Czy kino wstaje po pandemii? Co nowego w 2025 roku?
Materiał Promocyjny
5G – przepis na rozwój twojej firmy i miejscowości
Film
Rekomendacje filmowe: Świetna debiutantka i dwóch mistrzów
Materiał Promocyjny
Nowości dla przedsiębiorców w aplikacji PeoPay