Andriej Zwiagincew, Borys Chlebnikow, Andriej Popogrebski – z ich filmów można niemało dowiedzieć się o współczesnej Rosji. Pozbawionej drogowskazów, skorumpowanej. O kraju, w którym na starą mentalność nałożyły się nowe ambicje. Ale najbardziej dramatyczne obrazy pokazuje Siergiej Łoźnica.
W „Łagodnej" do kobiety z małej rosyjskiej mieściny wraca paczka, którą wysłała mężowi do więzienia. Mąż został skazany za morderstwo, żona jednak powtarza, że siedzi „za nic", bo niczego nie zrobił. Zaniepokojona postanawia sprawdzić, co się dzieje. Jej podróż staje się jednym wielkim upokorzeniem. Bo tu człowiek się nie liczy, każda baba z okienka na poczcie, każdy urzędnik i funkcjonariusz okazuje swoją władzę i traktuje człowieka jak śmiecia. Kobieta, która nigdy się nie uśmiecha, obija się o świat ludzi o brzydkich, prymitywnych twarzach, o ich chamstwo, o kłamstwo, hipokryzję i wszechogarniającą agresję.
To prawda, druga część filmu, metaforyczna – zarejestrowany sen – nie podoba mi się. Mam wrażenie, że rozbija opowieść, jest długa, niepotrzebna. Jednak to, co Łoźnica pokazuje przedtem, poraża.
Nędza prowincji
To twórca, który nie chodzi po nocnych klubach Rosji, nie portretuje nowobogackich w mercedesach. Jedzie na prowincję – nędzną, zapomnianą, walczącą o każdy dzień.
– Film nie jest kolorową pocztówką – mówi „Rzeczpospolitej" reżyser. – Oczywiście nie można oceniać Flandrii, patrząc na obrazy Breughla ani uznawać, że obrazy Goi to portret XVIII-wiecznej Hiszpanii. „Łagodna" też nie pokazuje całej Rosji, bo ona ma wiele twarzy. Ale mnie interesuje ta konkretna sytuacja. Chciałem poprzez nią zbudować metaforę kraju, w którym ludzie na każdym etapie życia stykają się z przemocą, kłamstwem, brakiem szacunku dla podstawowych wartości. I pewnie najgorsze jest to, że w prawdziwym życiu wielu Rosjan rozpoznaje sytuacje z filmu.