„Świt Ameryki”, czyli czas apokalipsy

Mark L. Smith, scenarzysta „Zjawy” z Leonardem DiCaprio, stanowił gwarancję sukcesu serialu „Świt Ameryki” w reżyserii Petera Berga na Netfliksie.

Publikacja: 21.01.2025 05:06

Kadr z serialu "Świt Ameryki"

Kadr z serialu "Świt Ameryki"

Foto: materiały prasowe

Jak wiadomo, mamy westerny, w których dobro zwycięża, i one przez dłuższy czas tworzyły chwałę Ameryki, ale są też takie, które obnażają krwawą historię Dzikiego Zachodu, brutalną kolonizację, eksterminację wielu milionów Indian przez hordy rzekomo cywilizowanych Europejczyków i ich potomków, czyniących sobie ziemię poddaną.

„Świt Ameryki” i „Yellowstone”

„Świt Ameryki” mieści się zdecydowanie w tym drugim nurcie, a można go też uważać za prequel „Yellowstone” (SkyShowtime), pokazujący decydujący czas brutalnej walki o indiańską ziemię. W sześciu odcinkach oglądamy amerykańską „walkę o ogień”, brutalną jak wśród jaskiniowców. Tylko narzędzia się zmieniły – zamiast kamienia i maczugi są karabiny i pistolety. Poza tym wszyscy walczą ze wszystkimi, w każdej chwili można spodziewać się ataku, zdrady, śmierci. Jak się o tym pisze, a potem czyta – można pomyśleć, że to parodia przesady, jednak serial potwierdza, że w stanie Utah nie było żartów, i trzyma w napięciu aż do końca.

Oczywiście, autorom przyświecały konkretne cele: stworzyć pełne dramaturgii widowisko, przypomnieć prawdziwą amerykańską historię, wypowiedzieć się na temat dzisiejszego świata w kostiumie, by pokazać prawdziwe oblicze ludzkości, która tylko czasami zakopuje wojenny topór. Generalnie jednak skupia się na wyniszczającej walce, wtedy zaś nie liczą się głoszone wartości, lecz kto jest silniejszy, sprytniejszy, by pokonać konkurenta lub wroga. Na końcu zawsze chodzi o ziemię, pieniądze i władzę. Wszystkie chwyty są dozwolone. Zwycięzców się nie sądzi. Kiedyś mówiło się o tym „wolna amerykanka”. Teraz może być chyba podobnie, na co wskazują liczne wypowiedzi Donalda Trumpa na temat nieamerykańskich terytoriów.

Serial „Świt Ameryki”. Kapitan Dellinger podobny do kapitana Willarda z „Czasu apokalipsy” Coppoli

Nie bez znaczenia w tej krwawej opowieści jest religia, a raczej religijne frazesy, ponieważ negatywnymi bohaterami są mormoni, przypominający dzisiejszych telewizyjnych kaznodziei, którzy po raz drugi pomogli Trumpowi zdobyć władzę. W serialu to gubernator Utah Brigham Young (Kim Coates), pięknie prawiący o Syjonie mormonów i wartościach. Błogosławiący wiernych, a de facto stojący na czele gangu posługującego się religijną retoryką, by zyskać wsparcie maluczkich i naiwnych w walce o eksterytorialną przestrzeń w USA. Siłą uderzeniową jest mormońska milicja, przypominająca wojsko, choć jak podkreśla kapitan amerykańskiej armii Dellinger (Lucas Neff), stając oko w oko z mormońskimi zabijakami o nawiedzonych obliczach, „nie jesteście organizacją wojskową”.

Na tym świecie bezpieczeństwo nie istnieje i nie ma Stwórcy, który by udzielił pomocy

Isaac Reed, bohater „Świtu Ameryki”

Ów kapitan to w intrygujący sposób napisana postać. Prowadzi dziennik opisujący gigantyczne zamieszanie w walce o ziemię z rdzennymi Szoszonami, którzy dzielą się na frakcję ugodową i powstańczą z Czerwonym Orłem na czele. Woli zginąć w walce o wolność plemienia, niż zgiąć kark i kolaborować z białymi, na co decyduje się wielu, nie wierząc w powodzenie oporu.

Kapitan Dellinger przypomina kapitana Willarda z „Czasu apokalipsy” Coppoli, poszukującego oszalałego pułkownika Kurza. Wiele tropów prowadzi nas do „Jądra ciemności” Conrada, ukazującego bestialstwo naszej cywilizacji, które w wolny sposób zaadaptował Coppola.

Jednak główna oś akcji związana jest z ucieczką pani Rowell (Betty Gilpin) wraz z synem, poszukiwanej listem gończym z nagrodą 1500 dolarów. Sam list staje się przedmiotem brutalnej gry. Wielu jest takich, którzy chcą go mieć na wyłączność i posuną się do morderstwa, by wykończyć konkurentów. Jedynym sprawiedliwym wśród złoczyńców pozostaje traper Isaac Reed, niezwykle conradowska postać. Broni dobra z poczucia przyzwoitości. Uważa, że zawsze trzeba zachować się honorowo, zwłaszcza wobec słabszych, choć poczucie wiary w sens życia stracił w mrocznej przeszłości. Mówi: „Na tym świecie bezpieczeństwo nie istnieje i nie ma Stwórcy, który by udzielił pomocy”.

Czytaj więcej

Zdzisław Najder. Uczeń filozofów, przyjaciel poetów

Kapitan Dellinger działa na Dzikim Zachodzie, kierując się podobnym imperatywem. Gdy próbując rozwiązać zagadkę rzezi 120 białych osadników (dokonana przez mormonów w 1857 r. masakra pod Mountain Meadows), cudem ocalałej kobiety musi użyć do przeprowadzenia dowodu w śledztwie - bez cienia wątpliwości stwierdza: ja też wielokrotnie czułem się wykorzystany przez swoich przełożonych. Ci, którzy zachowali odruchy sumienia, nie mają złudzeń co do natury świata, ale nie potrafią żyć inaczej, jak walcząc o resztki przyzwoitości wokół siebie.

 „Świt Ameryki” pokazuje niewesołe perspektywy dla współczesnego świata 

Generalnie sceptycy są uczciwsi niż nawiedzeni kaznodzieje, powołujący się na moralne wartości. Wśród sceptyków jest założyciel fortu Jim Bridger (Shea Whigham), który przez mormonów uważany jest zagrożenie, ponieważ fort stanowi punkt wyjścia na ich pozycje i tereny. Wokół obrony i przejęcia fortu toczy się osobna, pełna napięcia gra.

Jest jeszcze przemoc mężczyzn wobec kobiet. Jedna z mormonek nie ma złudzeń. Mówi: godzimy się na wielożeństwo, by zyskać jakąkolwiek ochronę w brutalnym świecie. Być może ofiarą przemocy padła pani Rowell, a na pewno Indianka Dwa Księżyce (Shawnee Pourier) w swojej rodzinie. Jeśli chodzi o męską przemoc, nie ma idealizowanych nacji bądź grup społecznych: zło dotknęło zarówno amerykańskich kolonistów, jak i indiańskich tubylców, choć serial próbuje wskrzesić mit szlachetnych Indian i traper Isaac ma z nimi sekretne, ideowe połączenie.

My zaś możemy jeszcze lepiej zrozumieć, dlaczego najlepsze są sojusze z mocarstwami, które nie są sąsiadami, zaś mocarstwa w bezpośredniej bliskości to dla mniejszych krajów zagrożenie i przekleństwo.

Niewesołe perspektywy dla współczesnego świata pokazuje „Świt Ameryki”, oglądamy bowiem postępujący wszędzie mrok. Nawet kierunek, który ostatecznie obierają bohaterowie, którzy przeżyją, jest dziś mocno zagrożony. Trudno o Syjon na naszym łez padole.

Jak wiadomo, mamy westerny, w których dobro zwycięża, i one przez dłuższy czas tworzyły chwałę Ameryki, ale są też takie, które obnażają krwawą historię Dzikiego Zachodu, brutalną kolonizację, eksterminację wielu milionów Indian przez hordy rzekomo cywilizowanych Europejczyków i ich potomków, czyniących sobie ziemię poddaną.

„Świt Ameryki” i „Yellowstone”

Pozostało jeszcze 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Film
Znany pisarz chce odwołania Oscarów. „Neron grał, gdy Rzym płonął”
Materiał Promocyjny
Suzuki e VITARA jest w pełni elektryczna
Film
Trump chce przywrócić wielkość Hollywood. Powołał doradców
Film
Rekomendacje filmowe. Dwa ważne filmy czyli uczta dla wymagającego widza
Film
Nie żyje legenda brytyjskiego kina. Joan Plowright przez chorobę wycofała się z zawodu
Materiał Promocyjny
Kluczowe funkcje Małej Księgowości, dla których warto ją wybrać
Film
„Dziewczyna z igłą” to film współczesny, choć z akcją sprzed 100 lat
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego