Osoby obawiające się o bezpieczeństwo swoich danych powinny porzucić złudzenia. Informacje o nich prędzej czy później znajdą się na stronie internetowej, w dokumentach porzuconych na wysypisku lub na dysku skradzionego komputera. Problemu wycieków poufnych danych praktycznie nie da się rozwiązać.
Firmy Polskie Badania Internetu oraz IAB Polska opublikowały właśnie raport z badania jakości obsługi klientów sklepów internetowych. Korzysta z nich 5,8 mln Polaków. Co ciekawe, aż 45 proc. badanych stwierdziło, że najważniejszym kryterium wyboru sklepu w sieci jest bezpieczeństwo danych, które muszą w nim zostawić, by sfinalizować zakupy. Inne czynniki, takie jak np. szybkość dostawy towaru, potraktowano drugorzędnie.
Mimo to nawet osoby dbające o bezpieczeństwo danych nie mogą być pewne, że informacje na ich temat nie wpadną w niepowołane ręce. Nie wystarczy wykasowanie profili w serwisach społecznościowych, portalu aukcyjnym czy księgarni internetowej. Dysponują one bowiem np. historią zamówień pozwalającą oszacować zasobność portfela.
[wyimek]100 tys. - dane tylu pracowników brytyjskich służb zbrojnych zostały zgubione w październiku[/wyimek]
Firmy i instytucje na całym świecie wydają miliony na zabezpieczenia. Mimo to właśnie one stanowią największe źródła wycieków. Przykładów aż nadto. W lipcu 2008 r. w Internecie znalazło się kilka tysięcy listów motywacyjnych i CV osób, które starały się o pracę w Banku Pekao SA. Sprawą zajął się generalny inspektor danych osobowych. Sierpniowa kontrola przyniosła błyskotliwy wniosek: naruszono ustawę o ochronie danych osobowych. Ile niepowołanych osób skopiowało dane aplikantów, zanim zniknęły one z sieci – nie wiadomo.