To na razie negocjacje techniczne, które mają ustalić, która z ofert złożonych przez pięciu potencjalnych dostawców najbliższa jest oczekiwaniom sił powietrznych. Wojsko zawiesiło poprzeczkę wysoko: spodziewa się że kupi 16 odrzutowców (po ok 18 — 20 mln dol. za sztukę) i system szkolenia na poziomie LIFT Lead-In-Fighter Training — umożliwiający przygotowanie pilotów do wykonywania zadań myśliwskich na nowoczesnych samolotach bojowych. Ale przyszły samolot LIFT ma pełnić nie tylko rolę maszyny treningowej. Musi, zdaniem MON, spełniać równocześnie podstawowe funkcje samolotu bojowego. Siły powietrzne mają nadzieję, że w niedługiej przyszłości właśnie odrzutowce LIFT zastąpią w linii wycofywane uderzeniowe SU 22.
[srodtytul]Mniejszy brat drapieżnych jastrzębi[/srodtytul]
Stąd wojskowi eksperci w wymaganiach technicznych żądają sprzętu z profesjonalnym wyposażeniem: samolot powinien mieć nas przykład wielofunkcyjny radar o zasięgu 100 kilometrów, umożliwiający rozpoznanie, i wskazywanie celów a także śledzenie obiektów powietrznych, np. rakiet manewrujących, naziemnych i okrętów. Maszyna musi być też przystosowana do przenoszenia ok. 2 ton uzbrojenia, zgodnego ze standardami NATO czyli rakiet i naprowadzanych bomb (najlepiej z arsenału jaki już mamy na pokładach jastrzębi). Awionika, systemy samoobrony i środki łączności muszą być zbliżone do wyposażenia F-16.
— Wymagania są wyjątkowo wyśrubowane w mojej ocenie każdy samolotów, które zgłoszony został w przetargu 3 listopada, miałby kłopoty ze spełnieniem wszystkich warunków — mówi Grzegorz Hołdanowicz redaktor naczelny fachowego pisma Raport WTO.
Wiceminister Obrony Narodowej Marcin Idzik przekonuje, że większość zapisanych w wymaganiach parametrów będzie najpierw porównywana z ofertami producentów podczas negocjacji. Jeszcze w tym roku dostawcy najbliżsi oczekiwaniom armii będą mogli przedstawić ostateczne propozycje.