Viviane Reding, wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej, liczy, że uda jej się przekonać członków Unii do wprowadzenia obowiązkowych kwot w radach nadzorczych. Nawet mimo oporu części państw na czele z Wielką Brytanią.
- Pani Reding jest wytrawnym, doświadczonym politykiem i już wcześniej potrafiła zdobyć poparcie dla swych projektów. Teraz szanse zwiększa stanowisko Parlamentu Europejskiego, który zdecydowanie poparł kwoty i fakt, że propozycja jest bardzo umiarkowana. Nie ingeruje w zarządy, bo dotyczy tylko rad nadzorczych dużych publicznych spółek. Nie obciąża więc małych i średnich firm, zostawiając też państwom dużą swobodę w sankcjach - mówi „Rz" unijne źródło zbliżone do sprawy.
Wprawdzie oficjalnie projekt Komisji zostanie przedstawiony najwcześniej w październiku, ale już na początku września do prasy wyciekły jego główne założenia. Według nich, do 2020 roku w radach nadzorczych dużych spółek giełdowych (co najmniej 50 mln euro rocznych przychodów lub powyżej 250 pracowników) udział kobiet ma sięgnąć minimum 40 proc. Firmom, które tego limitu nie osiągną grożą m.in. kary finansowe.
Lista 80
Projekt poparł już polski rząd, który już w maju, w ramach jego społecznych konsultacji,wysłał do Brukseli swe stanowisko. Wraz z rekomendacją wprowadzenia w ciągu pięciu lat 30 proc. kwot w zarządach i radach nadzorczych spółek skarbu państwa i spółek giełdowych.
Zakończony w niedzielę IV Kongres Kobiet zaapelował w liście do premiera Tuska, by spółki skarbu państwa dały dobry przykład i do proponowanych przez Brukselę kwot doszły jeszcze wcześniej. Przesłał nawet listę 80 kandydatek do władz firm, choć na razie jej nie udostępnia.