Czynne sklepy, punkty usługowe i restauracje, szkoły otwarte dla większości dzieci, a granice dla przyjezdnych. Takie zasady obowiązywały w Szwecji wiosną, gdy niemal wszystkie kraje Europy zdecydowały się na zamrożenie dużej części gospodarki. Tym samym Szwecja stała się swego rodzaju laboratorium, które może pozwolić ocenić, jaka strategia walki z pandemią Covid-19 jest najlepsza, biorąc pod uwagę konsekwencje zarówno zdrowotne, jak i ekonomiczne. To pytanie zyskuje zaś na znaczeniu wraz z ponownym wzrostem zachorowań na koronawirusa w Europie. Dotychczasowe dane nadal nie pozwalają jednak na jednoznaczną odpowiedź.
Czytaj także: Niewielka hibernacja, ale straty są
Rząd w Sztokholmie konsekwentnie podkreślał, że jego oryginalne podejście do pandemii nie miało chronić gospodarki, tylko minimalizować liczbę ofiar epidemii. Kierując się tym kryterium, szwedzka strategia na pierwszy rzut oka zakończyła się klęską. W Szwecji wskutek zakażenia koronawirusem zmarło jak dotąd niemal 5,8 tys. osób, czyli 571 na milion mieszkańców. Pod tym względem skandynawskie królestwo gra w jednej lidze z Włochami i Hiszpanią. W Niemczech na Covid-19 zmarło tylko 111 osób na milion mieszkańców, podobnie jak w Danii, a w Norwegii jeszcze mniej. Szwedzki rząd podkreśla jednak, że połowę ofiar śmiertelnych koronawirusa stanowili tam mieszkańcy domów opieki dla seniorów. Do kryzysu zdrowotnego w tych ośrodkach mogło zaś dojść także w warunkach dużo ostrzejszych ograniczeń aktywności ekonomicznej. Anders Tegnell, główny epidemiolog kraju, przekonuje też, że wiosenna fala zachorowań na Covid-19 doprowadziła do znaczącego wzrostu odporności szwedzkiego społeczeństwa. To zaś może oznaczać, że ewentualna druga fala będzie tam miała łagodniejszy przebieg niż gdzie indziej. Ostateczny bilans ofiar pandemii może więc nie być większy w Szwecji niż w ogółem w Europie.
W tym ostatecznym bilansie będzie trzeba uwzględnić również zdrowotne konsekwencje kryzysu gospodarczego wywołanego przez Covid-19. Ten nie jest jednak w Szwecji wyraźnie łagodniejszy niż w krajach, które wiosną zdecydowały się na daleko idący paraliż gospodarki.
Jak oszacował wstępnie szwedzki urząd statystyczny, tamtejszy PKB skurczył się w II kwartale o 8,6 proc. w porównaniu z I kwartałem i o 8,2 proc. rok do roku. To najgorszy wynik od co najmniej 40 lat. W strefie euro PKB w tym samym okresie załamał się jednak aż o 12,1 proc. kwartał do kwartału i 15 proc. rok do roku. – Biorąc pod uwagę całe I półrocze, zapaść w Szwecji należy do zupełnie innego gatunku niż horrory z innych państw Europy – skomentował David Oxley, ekonomista z firmy Capital Economics, odnosząc się do tego, że w I kwartale Szwecja była jednym z zaledwie czterech państw UE, w których nie doszło do spadku PKB (obok Irlandii, Bułgarii i Rumunii). Dzięki temu, nawet jeśli w II połowie roku tamtejsza gospodarka nie będzie rosła tak żywiołowo, jak gospodarka Eurolandu, w całym 2020 r. skurczy się znacznie mniej. Ekonomiści ankietowani przez agencję Bloomberg przeciętnie przewidują, że PKB Szwecji zmaleje o 4,8 proc., podczas gdy PKB strefy euro o ponad 8 proc.