Na sam plac goście zostaną przewiezieni w zdezynfekowanych autobusach, a potem na trybunach rozsadzeni w co drugim krześle. Mimo wszystko władze zdecydowały się dopuścić na plac weteranów, ale dwa tygodnie wcześniej 80 z nich zawieziono do sanatorium pod Moskwą na dwutygodniową kwarantannę. Za to na trybunie będą mogli siedzieć bez masek na twarzach.
Choć od 2014 roku kremlowskie obchody są bojkotowane przez światowych przywódców, to według zapewnień Kremla Władimir Putin nie będzie sam oglądał defilady. Jednak towarzyszyć mu będą prawie wyłącznie przywódcy państw byłego ZSRR (choć też nie wszyscy, a tylko z Kazachstanu, Kirgizji, Tadżykistanu, Uzbekistanu, Białorusi oraz prorosyjski prezydent Mołdawii Igor Dodon). Poza tym na trybunie będzie prezydent Serbii, prezydent Serbskiej Republiki (wchodzącej w skład Bośni i Hercegowiny) oraz przywódcy nieuznawanych Abchazji i Osetii Południowej. W ostatniej chwili odwołał wizytę prezydent Chorwacji, tłumacząc się zepsutym samolotem.
Przed przywódcami przedefilują oddziały reprezentacyjne z 12 krajów (poza WNP będą to Chińczycy, Mongołowie i Serbowie).
Największym rosyjskim sukcesem była defilada w 2010 roku. Wtedy, za prezydentury Dmitrija Miedwiediewa, na zatłoczonej trybunie byli m.in. przywódcy Chin i Niemiec.
– To parada dla jednego widza. Jemu osobiście jest ona potrzebna, by głosowanie o przedłużeniu swojej władzy zacząć od czegoś uroczystego – napisał o Putinie i obecnych obchodach opozycjonista Aleksiej Nawalny.
Wojskowi komentatorzy zaś zastanawiają się, jaką tym razem broń pokaże rosyjskie Ministerstwo Obrony. – To taka nowa tradycja: prezentować na każdej defiladzie coś nowego, nawet jeśli to uzbrojenie jeszcze nie trafiło do armii – powiedział jeden z nich. Najlepiej pod tym względem wypadła parada w 2015 roku, gdy na plac wjechał nowiutki czołg T-14 „Armata” (co prawda zepsuł się przed trybuną).