– Ta ustawa budzi rzeczywiście wiele wątpliwości, wnoszę o jej wycofanie z porządku dziennego – argumentował prezes. Jego wystąpienie poprzedziły ostre słowa opozycji na temat proponowanych zmian. Wnosili o odrzucenie projektu w całości, argumentując, że nie da się go poprawić. Nowelę, ich zdaniem, trzeba napisać od nowa. Przyjęcie nowych przepisów w kształcie zaproponowanym przez rząd doprowadzi do bankructwa wielu stacji diagnostycznych.
Z projektu autorstwa Ministerstwa Infrastruktury wynika, że powstanie jeden wspólny rejestr stacji diagnostycznych, a nie – jak dziś – 380 prowadzonych przez starostów. Urządzenia wykorzystywane do badania będą poddawane kalibracji i konserwacji, a same badania archiwizowane. Dla zapominalskich będzie też drożej. Badanie techniczne wykonane nawet dzień po terminie będzie droższe o połowę. W pierwotnej wersji projektu przewidywano taką „karę" dla tych, którzy przypomną sobie o badaniu dopiero 45 dni po terminie.
W myśl projektu także nadzór nad stacjami diagnostycznymi miałby zostać przeniesiony ze starostw powiatowych do Transportowego Dozoru Technicznego. Szacowany koszt wdrożenia tej zmiany to ok. 500 mln zł. Zgodnie z założeniami projektu ustawy głównym źródłem finansowania nadzoru nad stacjami kontroli pojazdów ma się stać wyższa opłata za badania wykonane po terminie.
Na tym nie koniec. W grę wchodzi także monitorowanie działalności stacji kontroli pojazdów poprzez kontrolę i zatwierdzenie wyników wybranych losowo badań z ostatnich trzech miesięcy. Na potrzeby nadzoru dyrektor TDT ma także doraźne sprawdzać stacje kontroli pojazdów i badać skargi, na podstawie których może również wszczynać ich kontrole.