Artur Bartkiewicz: Afera podsłuchowa trwa. Polska związana taśmami

Kolejna odsłona afery taśmowej powinna uzmysłowić nam wszystkim fakt, że tak jak państwo zawiodło w latach 2013-2014, nie potrafiąc uchronić członków rządu przed dyktafonami kelnerów, tak zawodzi nadal – pozwalając, by ci, którzy są dysponentami taśm, nadal odgrywali kluczową rolę w polskiej polityce.

Aktualizacja: 05.10.2018 09:46 Publikacja: 05.10.2018 09:39

Artur Bartkiewicz: Afera podsłuchowa trwa. Polska związana taśmami

Foto: Fotorzepa/ Jerzy Dudek

To, że premier Morawiecki w rozmowie prywatnej podczas obiadu w restauracji przeklina, nie ma żadnego politycznego znaczenia. To, że jako prezes prywatnego banku rozmawia o udzieleniu pomocy jednemu, czy drugiemu politykowi, też raczej nie powinno dziwić – biznes i polityka od zawsze są splątane gęstą siecią wzajemnych zależności, co może się nie podobać (dlatego Otto von Bismarck mówił, że ludzie nie powinni wiedzieć dwóch rzeczy: jak się robi politykę i kiełbasę), ale czy naprawdę aż tak bardzo szokuje? To, że Morawiecki w ogóle chodził do restauracji, w której serwowało się owe sławetne ośmiorniczki, to też coś zupełnie normalnego.

Czytaj także:

Taśmy z Morawieckim: Logika już się nie liczy

Taśmy jako broń obosieczna, czyli czy afera podsłuchowa była zamachem stanu

Ale to, że cztery lata po wybuchu tzw. afery taśmowej wciąż jeszcze mogą pojawiać się nowe taśmy, co gorsza dotyczące de facto drugiej (formalnie czwartej) osoby w państwie, to już powód do najwyższego zaniepokojenia. Bo przecież mamy do czynienia z owocem przestępstwa, który – jak się okazuje – wciąż może mieć ogromny wpływ na to, kto nami rządzi. A jeśli o tym kto znajduje się u steru blisko 40-milionowego państwa, członka UE i NATO, decyduje jakaś ukryta w cieniu osoba – to znaczy, że to państwo nadal jest czysto teoretyczne.

Tak, w związku z aferą taśmową skazano Marka Falentę, ale czy czujemy, że sprawa została wyjaśniona do końca? Czy przekonujące jest tłumaczenie, że biznesmen handlujący węglem – nie żaden oligarcha, nie przemysłowy magnat działający na globalną skalę – biznesmen jakich wielu, sam z siebie postanowił wysadzić w powietrze państwo? Na jaki zysk miałby w związku z tym liczyć? Oczywiście, można przyjąć za dobrą monetę, że nagrania miały mu pomóc w prowadzeniu biznesu jako karta przetargowa w relacjach na styku biznes-państwo, ale czy gdyby takie było ich przeznaczenie, to kiedykolwiek byśmy się o nich dowiedzieli? A nawet jeśli tak – to dlaczego cztery lata po aferze taśmowej – nadal w przestrzeni publicznej pojawiają się nowe nagrania? I nie chodzi tylko o taśmę z Morawieckim, która była już opisywana (choć dopiero teraz poznaliśmy nagranie rozmowy) – przecież w czwartek TVP Info opublikowało zupełnie nową taśmę, której bohaterem jest Sławomir Nowak. Ile jeszcze takich taśm cudownie się odnajdzie? I kto ma taśmy, o których mówią kelnerzy, a których w aktach sprawy nie ma (takich jak druga taśma z Morawieckim, czy taśma z Piotrem Guziałem, o której w piątek pisze Onet)? Kto jeszcze jest na tych taśmach? To właśnie te pytania, a nie pytanie o to, czy premierowi, który nie był jeszcze premierem, wolno przeklinać w czasie wolnym, są kluczowe dla funkcjonowania państwa.

Czytaj także:

Taśmami z "Sowy" w premiera Morawieckiego

Państwa, które zawodzi w tym zakresie na całej linii. Skoro w aktach sprawy były nagrania, na których słychać obecnego premiera, to czy przed tym jak Morawiecki został premierem, ktoś nie powinien rozbroić tej bomby? Skoro nadal są jakieś nagrania, o których wie prokuratura, a nie wie opinia publiczna, to czy nie byłoby rozsądnym opublikowanie jakiejś białej księgi z zapisem wszystkich znanych rozmów, która skończyłaby raz na zawsze ten temat? Skoro kelnerzy w zeznaniach mówią o taśmach, które były, ale ich nie ma – to czy prokuratura i służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo państwa nie powinny wyjaśnić gdzie są? A jeśli ich nie ma, to powiedzieć o tym głośno (czy w takim razie nie należałoby postawić kelnerom zarzutu krzywoprzysięstwa?)? Bez odpowiedzi na te pytania widmo taśm będzie nadal krążyć nad Polską.

Polska podobno wstała z kolan. Podniosła dumnie głowę. Rozbiła mafie VAT-owskie. Naostrzyła zęby armii. Nie chodzi na pasku Berlina i Brukseli. Czemu w takim razie cały ten gmach silnego państwa okazuje się być sklejony taśmą?

To, że premier Morawiecki w rozmowie prywatnej podczas obiadu w restauracji przeklina, nie ma żadnego politycznego znaczenia. To, że jako prezes prywatnego banku rozmawia o udzieleniu pomocy jednemu, czy drugiemu politykowi, też raczej nie powinno dziwić – biznes i polityka od zawsze są splątane gęstą siecią wzajemnych zależności, co może się nie podobać (dlatego Otto von Bismarck mówił, że ludzie nie powinni wiedzieć dwóch rzeczy: jak się robi politykę i kiełbasę), ale czy naprawdę aż tak bardzo szokuje? To, że Morawiecki w ogóle chodził do restauracji, w której serwowało się owe sławetne ośmiorniczki, to też coś zupełnie normalnego.

Pozostało jeszcze 84% artykułu
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Marcin Romanowski problemem dla Karola „nie uważam nic” Nawrockiego
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Dlaczego „nie uważam nic” Karola Nawrockiego nie jest błędem
Komentarze
Romanowski, polski Puigdemont. Jak polityka podważa zaufanie w UE
Komentarze
Rusłan Szoszyn: W Warszawie zaatakowano Jana Malickiego, wroga dyktatorów
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Dariusz Wieczorek odchodzi, bo był zbyt skromny, czyli jak nie kończyć kryzysów
Materiał Promocyjny
Nest Lease wkracza na rynek leasingowy i celuje w TOP10