Romanowski, polski Puigdemont. Jak polityka podważa zaufanie w UE

Chroniąc katalońskiego separatystę Carlesa Puigdemonta, Belgia i Niemcy przetarły szlak, którym teraz, udzielając schronienia Marcinowi Romanowskiemu, podążają Węgry. W obu przypadkach w tle pojawia się Rosja.

Publikacja: 20.12.2024 19:51

Marcin Romanowski

Marcin Romanowski

Foto: PAP/Radek Pietruszka

Wsparcie przez Moskwę katalońskiego ruchu niepodległościowego zostało już wielokrotnie sygnalizowane przez hiszpańskie media. Trudno w końcu o sprawę, która lepiej wpisywała by się w plan Władimira Putina odbudowy na gruzach Zachodu rosyjskiego imperium. Nie tylko nielegalne referendum niepodległościowe zorganizowane w 2017 r. przez Carlesa Puigdemonta miało rozbić królestwo: jeden z sześciu dużych krajów wolnej Europy. Ale później ucieczka byłego przewodniczącego katalońskiego rządu regionalnego podważyła podstawowe zaufanie między krajami członkowskimi Unii Europejskiej.

Czytaj więcej

Azyl Marcina Romanowskiego. Czy Węgry złamią unijne prawo?

Za zbiegiem, który dotarł do Brukseli, został wydany przez Hiszpanię list gończy. Zanim jednak Puigdemont w 2019 roku zdobył mandat (i immunitet) deputowanego do Parlamentu Europejskiego, musiał polegać na rządzie Belgii. Ten odrzucił prośby Madrytu pod pretekstem, że w belgijskim kodeksie karnym nie wpisano zbrodni zdrady narodowej (sedicion). Prawdziwy powód był inny: rozpad, który grozi samej Belgii. Nacjonalistyczne i populistyczne ugrupowania, które dominują w jej północnej prowincji Flandrii od dawna utrzymują bliskie relacje z katalońskimi secesjonistami. Mają nadzieję, że rozpad Hiszpanii stanie się precedens, za którym pójdą i Belgowie. 

Hiszpania nigdy nie doprowadziła Carlesa Puigdemonta przed sąd

Brakiem lojalności wykazały się też władze Szlezwiku-Holsztynu. W kwietniu 2018 roku Puigdemont wracając z konferencji w Helsinkach został zatrzymany w tym landzie. Wbrew stanowisku Sądu Najwyższego Hiszpanii niemiecki sąd regionalny wypuścił go na wolność. 

Dziwnym zbiegiem okoliczności śladami Belgii i Szlezwik-Holsztynu poszedł reżim, który także jest blisko powiązany z Kremlem

Do dziś Puigdemont, który eurodeputowanym już nie jest, nie może wrócić do Hiszpanii. Jednak bez poparcia 7 posłów jego ugrupowania Junts per Catalunya rząd Pedro Sancheza nie ma większości w hiszpańskim parlamencie, Kortezach. To stwarza niezwykle niebezpieczną sytuację, w której zdrajca stara się o amnestię, a przede wszystkim stara się wyrwać kolejne przywileje dla Katalonii. 

Dziwnym zbiegiem okoliczności śladami Belgii i Szlezwik-Holsztynu poszedł reżim, który także jest blisko powiązany z Kremlem. To na Węgrzech Marcin Romanowski uzyskał schronienie. Przyznanie mu prawa azylu oznacza i tym razem podważenie podstawowego zaufania między krajami członkowskimi UE. Pokazuje, że zdaniem Budapesztu Polska nie jest państwem prawa, demokracją. A skoro tak, to wszystkie formy współpracy z nią, na przykład w polityce konkurencji, obronnej czy energetycznej są w zasadzie niemożliwe. 

Ucieczka Romanowskiego na Węgry. Dla Rosji to jest wymarzony moment na rozbicie jedności UE

Romanowski jest oczywiście postacią wielokrotnie mniej znaczącą dla Polski niż Puigdemont dla Hiszpanii. Jednak jego rejterada nastąpiła w krytycznym momencie wojny w Ukrainie. Sprawa toczy się też w kraju graniczącym z Ukrainą, a nie na odległym Półwyspie Iberyjskim. Dlatego inaczej, niż Madryt, Warszawa powinna doprowadzić procedurę do logicznego końca: zepchnięcia Węgier na margines Unii. Skoro władze w Budapeszcie nie uznają rządów prawa w innym kraju członkowskim Wspólnoty, to dlaczego partnerzy Węgier mieliby w Budapeszcie widzieć partnera UE? Do tego może prowadzić z art. 7 Traktatu o Unii, który przewiduje na koniec pozbawienie oskarżonego państwa prawa do głosowania w Radzie UE. Nie da się zresztą wykluczyć, że Orbán szykuje się w ten sposób do wyborów w 2026 roku, które może przegrać na rzecz partii TISZA Petera Magyara. Być może łatwiej mu będzie wtedy pozostać u władzy, jeśli jego kraj będzie na wylocie z Unii. 

Wsparcie przez Moskwę katalońskiego ruchu niepodległościowego zostało już wielokrotnie sygnalizowane przez hiszpańskie media. Trudno w końcu o sprawę, która lepiej wpisywała by się w plan Władimira Putina odbudowy na gruzach Zachodu rosyjskiego imperium. Nie tylko nielegalne referendum niepodległościowe zorganizowane w 2017 r. przez Carlesa Puigdemonta miało rozbić królestwo: jeden z sześciu dużych krajów wolnej Europy. Ale później ucieczka byłego przewodniczącego katalońskiego rządu regionalnego podważyła podstawowe zaufanie między krajami członkowskimi Unii Europejskiej.

Pozostało jeszcze 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Komentarze
Rusłan Szoszyn: W Warszawie zaatakowano Jana Malickiego, wroga dyktatorów
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Dariusz Wieczorek odchodzi, bo był zbyt skromny, czyli jak nie kończyć kryzysów
Komentarze
Bogusław Chrabota: PKW. Decyzja albo dymisja
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Gdy rząd Donalda Tuska handluje masłem, jest to w smak Konfederacji
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Polska na skraju chaosu? Nie dopuśćmy do kryzysu konstytucyjnego
Materiał Promocyjny
Nest Lease wkracza na rynek leasingowy i celuje w TOP10