Wsparcie przez Moskwę katalońskiego ruchu niepodległościowego zostało już wielokrotnie sygnalizowane przez hiszpańskie media. Trudno w końcu o sprawę, która lepiej wpisywała by się w plan Władimira Putina odbudowy na gruzach Zachodu rosyjskiego imperium. Nie tylko nielegalne referendum niepodległościowe zorganizowane w 2017 r. przez Carlesa Puigdemonta miało rozbić królestwo: jeden z sześciu dużych krajów wolnej Europy. Ale później ucieczka byłego przewodniczącego katalońskiego rządu regionalnego podważyła podstawowe zaufanie między krajami członkowskimi Unii Europejskiej.
Czytaj więcej
Węgry muszą wykonać Europejski Nakaz Aresztowania wydany przez Polskę za Marcinem Romanowskim – stwierdza Komisja Europejska.
Za zbiegiem, który dotarł do Brukseli, został wydany przez Hiszpanię list gończy. Zanim jednak Puigdemont w 2019 roku zdobył mandat (i immunitet) deputowanego do Parlamentu Europejskiego, musiał polegać na rządzie Belgii. Ten odrzucił prośby Madrytu pod pretekstem, że w belgijskim kodeksie karnym nie wpisano zbrodni zdrady narodowej (sedicion). Prawdziwy powód był inny: rozpad, który grozi samej Belgii. Nacjonalistyczne i populistyczne ugrupowania, które dominują w jej północnej prowincji Flandrii od dawna utrzymują bliskie relacje z katalońskimi secesjonistami. Mają nadzieję, że rozpad Hiszpanii stanie się precedens, za którym pójdą i Belgowie.
Hiszpania nigdy nie doprowadziła Carlesa Puigdemonta przed sąd
Brakiem lojalności wykazały się też władze Szlezwiku-Holsztynu. W kwietniu 2018 roku Puigdemont wracając z konferencji w Helsinkach został zatrzymany w tym landzie. Wbrew stanowisku Sądu Najwyższego Hiszpanii niemiecki sąd regionalny wypuścił go na wolność.