Dymisja Dariusza Wieczorka była nieunikniona, odkąd Donald Tusk w serwisie X ogłosił urbi et orbi, że nadszedł czas na decyzję w tej sprawie. I politycy Nowej Lewicy z Włodzimierzem Czarzastym na czele mogli od tego momentu udawać, że jeszcze coś w tej sprawie mają do powiedzenia, że jeszcze wysłuchają wyjaśnień, że jeszcze rozważą wszystkie racje, ale do uratowania posady dla Wieczorka brakuje im jakichś 20 pkt proc. poparcia. Układ sił w koalicji jest jasny – to Koalicja Obywatelska trzyma się mocno, jak Chińczycy w „Weselu”, a Lewica walczy o polityczne życie i bliżej jej do progu wyborczego niż do sytuacji, w której będzie rozdawać karty w koalicji.
Czytaj więcej
Choć naukowcy proszą o to od września, premier Donald Tusk interweniował, dopiero kiedy minister Dariusz Wieczorek stał się obciążeniem dla całego rządu. Czy nauka jest wobec tego wszystkiego poważnie traktowana? Bo powinna.
Dariusz Wieczorek odchodzi, bo osiągnął wielkie sukcesy? Tak przekonuje nas Lewica
Jednak Lewica kryzys związany z nagromadzeniem się mniejszych i większych kontrowersji wokół Dariusza Wieczorka postanowiła rozwiązać w taki sposób, by Donald Tusk musiał trochę zazgrzytać zębami. Oto bowiem z konferencji prasowej, na której minister ogłosił dymisję, dowiedzieliśmy się, że odchodzi, ponieważ osiągnął wielkie sukcesy, którymi nie potrafił się właściwie pochwalić, a na dodatek padł ofiarą jakiegoś bliżej nieokreślonego hejtu. Innymi słowy: nie jest problemem ujawnienie sygnalistki, wątpliwości wokół okoliczności zatrudnienia żony ministra na Uniwersytecie Szczecińskim, zamieszanie wokół kierownictwa ośrodka IDEAS NCBR czy powszechny brak pieniędzy na naukę, o czym środowisko naukowe alarmuje od dłuższego czasu. Nie, nie – było świetnie, szliśmy od sukcesu do sukcesu, ale zapomnieliśmy się tym pochwalić, niemądrzy my.
Styl, w jakim minister Wieczorek żegna się z ministerstwem, naprawdę trudno odebrać jako dowód na to, że w rządzie obowiązują jakieś wyższe niż wcześniej standardy
Aż przypomina się cesarz Neron, który przed samobójstwem po podpaleniu Rzymu ubolewa nad tym, jaki artysta ginie w jego osobie. Z Wieczorkiem jest podobnie. Wystarczyło mu 12 miesięcy urzędowania, by resort, o którego istnieniu zazwyczaj większość Polaków nie ma pojęcia, nagle znalazł się na ustach wszystkich – i to w sposób, który zaczął zagrażać notowaniom całego rządu, a mimo to minister wraz z Lewicą próbuje nas przekonać, że w gruncie rzeczy tracimy znakomitego fachowca.