Czartoryskich, spokrewnionych z innymi znamienitymi familiami – Potockich, Radziwiłłów i Sobańskich, nazwać można „dziedzicami depozytu” całej kolekcji rodu, z „Damą z gronostajem” Leonarda na czele. Nie mieli prawa sprzedawać dzieł wchodzących w jej skład. Zapłaciliśmy im więc za coś, czego nie wolno im było sprzedać (zresztą z woli założycielki kolekcji słynnej Izabeli Czartoryskiej, która przewidziała skłonności swoich potomków).
Teraz to własność naszego państwa i kropka. Może i dobrze. Uderzające jednak jest to, jak bardzo złego zdania o arystokratach Czartoryskich i Radziwiłłach było nasze państwo i wicepremier Gliński, skoro gotowe było im zapłacić 100 milionów, żeby po cichu nie wyprowadzili tej kolekcji za granicę.
Teraz Tamara Czartoryska (córka spadkobiercy fundacji Czartoryskich) ujawnia, że od początku cały manewr obliczony był na wyprowadzenie pieniędzy z naszego kraju. Obecny zarząd fundacji, w którym zasiada książę Maciej Radziwiłł, brat byłego ministra zdrowia, zdecydował, że miliony z Polski wypłynęły. Szlachectwo zobowiązuje, jak widać. A tytuł księcia – jeszcze bardziej. Pytanie tylko, do czego...
Ale wicepremier Piotr Gliński w Polsce został. I moim zdaniem powinien się rozejrzeć za gotówką, by wpłacić ją na rzecz Skarbu Państwa. Przecież prezes zapowiadał, że nie będzie zmiłowania dla tych, którzy brudzą ręce.