Komisarz wyborczy, który jest mianowany przez ministra spraw wewnętrznych PiS-u. Problem jest nie tyle w tym wniosku, ale w tym, że nie mamy zaufania do tych, którzy będą liczyć i decydować, czy to liczenie było skuteczne, czyli do Izby Kontroli Nadzwyczajnej utworzonej przy Sądzie Najwyższym przez PiS.
Czyli instrumentu, który specjalnie został stworzony do stwierdzenia ważności lub nieważności wyborów.
To jest jasne, że do tego został stworzony. Jeżeli cofniemy się do debaty i sejmowej, i senackiej na temat tworzenia tej Izby i ewentualnych konsekwencji, to mówiliśmy w sposób jasny i stanowczy. Ja też mówiłem (do polityków obozu rządzącego – red.), że tworzą prawo w taki sposób, że do Izby, która ma rozstrzygać o ważności wyborów, druga strona, czyli my, nie będziemy mieli żadnego zaufania. I to jest problem. Dla mnie jest oczywiste, że PiS chce zmienić rezultat wyborów do Senatu.
Załóżmy, że np. w trzech okręgach wystarczająco dużo głosów nieważnych zostanie uznanych za ważne, by stwierdzić, że wynik jest inny. Co wtedy?
PiS wywróci wynik wyborów. Konsekwencje, nie tylko polityczne, ale także społeczne, mogą być bardzo duże. Ci, którzy podejmują taką decyzję, muszą brać pod uwagę takie konsekwencje.
Jakie dokładnie konsekwencje ma pan na myśli?