Można zrozumieć wybuch śmiechu Donalda Tuska i to, iż nad odniesienie się do zawiadomienia prezesa TK Bogdana Święczkowskiego ws. podejrzenia, że w Polsce działa zorganizowana grupa przestępcza dokonująca zamachu stanu, przedkłada grę w ping-ponga. Zaiste dziwny to bowiem zamach stanu, jeśli przeprowadzający go nadal trzymają w rękach stery władzy, a mimo to można swobodnie złożyć wniosek do podporządkowanej im prokuratury, organizować konferencje prasowe i grzmieć w legalnie działających telewizjach o krwawym reżimie Donalda Tuska i Adama Bodnara.
Z drugiej strony warto pamiętać, że obecnie rządzący – w bardzo podobnych warunkach – również mówili o zamachu stanu w Polsce. Albo więc polscy politycy wyjątkowo nieudolnie owych zamachów stanu dokonują, albo permanentny zamach stanu należy uznać za nową normalność i zająć się innymi sprawami.
Polska po 2015 roku: Dwie rzeczywistości, instytucje „nasze” albo ich nie ma
Żarty jednak na bok, bo sprawa mimo wszystko jest poważna. Od 2015 roku z każdym kolejnym miesiącem wznosimy kolejne poziomy dwóch alternatywnych rzeczywistości, w których funkcjonują Polacy – a proces ten, zamiast zwalniać czy wręcz się cofać, tylko przyśpiesza.
Proces ten rozpoczął PiS, uznając, że instytucje państwa takie jak Trybunał Konstytucyjny czy Sąd Najwyższy albo są „nasze”, albo nie ma ich wcale – ale obecnie rządzący zdają się nie mieć innego pomysłu na zmianę sytuacji niż odwrócenie wektorów i, de facto, przyjęcie tego modelu za dobrą monetę. W rezultacie żyjemy w państwie, w którym można lub nie uznawać istnienie Trybunału Konstytucyjnego, można wybierać wyroki i orzeczenia Sądu Najwyższego, które uznaje się za ważne, a których za ważne się nie uznaje, można wreszcie kwestionować legalność demokratycznie wybranych władz – i wszyscy zaczynamy przechodzić nad tym do porządku dziennego.