Trudno sobie wyobrazić, że to możliwe. Proces przed jednym z sądów rejonowych trwa już 22 lata. Za przewlekłość w tej sprawie państwo zapłaci tylko 3 tys zł. Ale skarg na opieszałość przybywa. W 2016 r. średni czas postępowania przed sądem wyniósł 4,7 miesiąca; w 2017 r. już 5,5 mies. Jednak rok temu sądy przyznały o 15 proc. mniej odszkodowań za opieszałość.
Nie ma końca
Proces od 1996 r. prowadzi Sąd Rejonowy na Górnym Śląsku. Dotyczy zniesienia współwłasności i prawa wieczystego użytkowania nieruchomości oraz prawa własności budynków wzniesionych na nieruchomości oddanej w wieczyste użytkowanie.
Sprawa jest skomplikowana. Sąd podjął kilkadziesiąt czynności, ale wyroku nie wydał. Potrzeba wielu opinii biegłych, a są z tym problemy. Przykład?
Sąd przesłuchuje biegłego inżyniera budownictwa, ale pełnomocnik wnioskodawcy wnosi o opinię innego biegłego na okoliczność „prawidłowej wyceny wartości nieruchomości, wysokości czynszu oraz braku ekonomicznego uzasadnienia dla fizycznego podziału nieruchomości".
W ślad za wnioskiem idą kolejne, z przeciwnej strony procesu. Przez lata postępowań kilku ekspertów odmówiło wydania opinii lub po jej przyjęciu zrezygnowało, np. z powodów rodzinnych. Nie bez znaczenia jest zachowanie stron postępowania, które nierzadko utrudniają przeprowadzenie dowodu. Składają przeciwne wnioski. odwołują się od każdego drobnego postanowienia. Nie brak też zawiadomień do prokuratury o składaniu fałszywych zeznań.