Prawo do strajku ma granice, zgadzają się prawnicy. Pojawiają się pytania, czy i kto może odpowiadać za to, że np. uczeń zostanie narażony na silny stres, który może mieć wpływ na wynik egzaminu, lub z powodu spóźnionego egzaminu w jego szkole nie dostać się na wymarzoną uczelnię, bo inni miejsca już zajmą.
Czytaj także: Strajk nauczycieli: za działania władzy zapłacą obywatele
– Sam stres, komplikacje w organizacji codziennych czynności życiowych spowodowane strajkiem to za mało, by mówić o odszkodowaniu. Nie bardzo wiadomo również, od kogo należałoby dochodzić roszczeń: uczestników strajku, jego organizatorów, Skarbu Państwa, gminy? Strajki się zdarzają i należy z cierpliwością znosić niedogodności z nimi związane – ocenia Marcin Orlicki z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.
– Takich roszczeń nie można wytaczać przeciwko strajkującym, którzy korzystają ze swego prawa do strajku. Brak też odpowiedzialności po stronie rządu, który nie jest zobligowany do przyjęcia postulatów strajkujących w celu niedopuszczenia do strajku – wskazuje z kolei adwokat Dominik Gałkowski.
Innego zdania jest Aneta Łazarska, sędzia SO w Warszawie. – Rodzice, jak i dzieci mogą domagać się zadośćuczynienia za ewentualny rozstrój zdrowia, gdyby cała ta sytuacja przełożyła się na jakieś zaburzenia chorobowe somatyczno-psychiczne. Sam stres to może jednak trochę za mało, ale rozstrój zdrowia to już coś więcej. Poza tym nie wiemy, jak będzie z maturą, czy dla tej młodzieży będą jakieś terminy zastępcze – tłumaczy i dodaje, że jeśli ktoś nie przystąpi do matury w tym roku, może mieć problemy z dostaniem się na studia, to „oczywiście będzie poszkodowany".