Aktywistka Elin Ersson została skazana na grzywnę za zastopowanie startu samolotu. Jeden z ławników okazał się jednak stronniczy, bo nazwał Elin „przestępczynią" przed wyrokiem. Dlatego proces wróci do sądu pierwszej instancji.
23 lipca 2018 r. aktywistka Elin Ersson weszła na pokład samolotu do Stambułu, by zastopować deportację 25-letniego imigranta do Afganistanu. Kiedy się okazało, że w samolocie znajdował się 50-letni mężczyzna, postanowiła i tak kontynuować akcję.
Stanęła na środkowym przejściu maszyny, odmawiając zajęcia miejsca. W ten sposób samolot nie mógł wystartować. Elin Ersson domagała się, by mężczyzna, którego chciano deportować, mógł opuścić samolot. Filmowała przebieg wydarzenia i zamieściła je w mediach socjalnych.
Elin Ersson została oskarżona przez sąd rejonowy w Göteborgu o złamanie prawa lotniczego i zobowiązana do zapłacenia „umiarkowanej grzywny". Sąd skonstatował, że nie słuchała instrukcji i upomnień załogi, by zamknęła smartfon i usiadła na swoim miejscu, gdy samolot stał na ziemi. Choć wywołała niepokój pasażerów, to jej działanie spowodowało opóźnienie samolotu jedynie o pół godziny, co przemawia za łagodniejszym wymiarem kary – uzasadniał sąd. I uznał, że polityczne intencje czynu nie przemawiały ani za ostrzejszym wymiarem kary, ani za łagodniejszym. Dlatego nałożył karę grzywny na poziomie 3 tys. koron.
Ciekawa jest argumentacja pozwanej. Stwierdziła ona, że nie może być skazana za popełnienie przestępstwa, ponieważ prawo lotnicze nie obowiązuje pasażerów. Powołała się też na paremię prawniczą error juris: nie wiedziała, że popełniony przez nią czyn podlega penalizacji.