Problemem w Polsce jest polityzacja zjawisk. Bardzo często polityzuje się wydarzenia, zjawiska, osoby, prawie wszystko, kompletnie niepotrzebnie. Wydarzenia, które się wydają w ogóle niepolityczne, nagle są wykorzystywane do pogłębiania podziałów politycznych. Te podziały polityczne w Polsce, żeby była jasność, są typowe, podobne do podziałów w bardzo wielu państwach, np. Francji, Włoszech czy Hiszpanii.
Powiedział pan, odnosząc się do wcześniejszych tragedii, że reakcja ówczesnego rządu na nie była błędna. Na czym polegał błąd?
Tragedia w Łodzi miała wyraźny kontekst polityczny, ponieważ morderca był członkiem Platformy Obywatelskiej, i potwierdzają to ujawnione przez niego motywacje, tymczasem oskarżano ówczesną opozycję – Prawo i Sprawiedliwość, że wykorzystuje tę tragedię instrumentalnie. Także teraz politycy PiS spotykają się z niewspółmiernym hejtem, różnego rodzaju groźbami. Jest też jeszcze pewne zjawisko, które staje się niebezpieczne w Polsce, i w pewnym sensie dotyczy świata dziennikarskiego. Jest pewna tendencja, ona się zaczęła w latach 90., bardzo negatywnego pokazywania świata politycznego. Wybiera się drobiazgi i wokół tych drobiazgów opisywanych negatywnie buduje całą narrację polityczną. W wyniku tego w Polsce mamy bardzo słabą identyfikację społeczeństwa z politykami.
Jak zatem władza powinna reagować, drążąc ten temat, na hejt, chociażby w przypadku morderstwa w Gdańsku?
Trzeba bezwzględnie to morderstwo wyjaśnić, sprawnie, bez nadawania mu kontekstów politycznych. Kontekst polityczny zawsze utrudnia wyjaśnienie, ponieważ w procesie wyjaśniania, jeśli go upolitycznimy, któraś ze stron konfliktu politycznego może tego wyjaśnienia nie uznać, może go zakwestionować, posługując się różnymi argumentami. Dlatego ta swoista sterylność w wyjaśnianiu problemu i transparentność, niemal publiczne wyjaśnianie tej zbrodni, jest warunkiem koniecznym, żeby ona nie przyniosła następstw negatywnych.
Przejdźmy do codziennej pracy rządu. Rząd, co już zresztą pan profesor powiedział, jest pod ostrzałem opozycji, mediów, co poniekąd jest naturalne, ale ma też wpadki przez siebie zawinione, jak choćby nowela ustawy o IPN, z której się musiał wycofać. I całkiem niedawną wpadkę przy ustawie o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie, gdzie też chodziło o drażliwe kwestie, a znalazły się tam określenia, do których chyba do tej pory nikt się nie chce przyznać.