W ubiegłym tygodniu Rafał Trzaskowski zapowiedział, że zamierza stworzyć ruch obywatelski. „Podejmuję się stworzenia ruchu obywatelskiego, dlatego że partie nie wystarczą, musimy robić to razem i wspólnie" – wyjaśniał w Gdyni były kandydat na prezydenta. Nie byłoby to może zaskoczeniem, gdyby nie fakt, że tuż obok znajdował się Borys Budka, jakby nie było aktualny przewodniczący partii – Platformy Obywatelskiej.
Oczywista jest konstatacja, iż Trzaskowskiego w II turze wyborów wsparło o wiele więcej osób, niż popierało samą Koalicję Obywatelską w wyborach do Sejmu, w październiku 2019 r. Różnica jest niebagatelna. To ok. 10 mln do ok. 5 mln głosów! Gołym okiem widać, że deklaracja z Gdyni to także odpowiedź na zagrożenie ze strony ruchu społecznego Szymona Hołowni. Jedno polityków opozycji wydaje dziś łączyć: (znów!) próbują zagospodarować niechęć niemałej części rodaków do partii politycznych. Wedle badań CBOS z 2018 r. Polacy najmniej ufają partiom politycznym – nie ufa im ponad trzy piąte ankietowanych (63 proc.). Słowa Trzaskowskiego i Budki można odczytywać jako gotowość do przebudowy struktur, ale także zmiany szyldu. Grunt został przygotowany. Ostatnio PO ukrywała się przecież za rozmaitymi odmianami „Koalicji", a to „Europejskiej", to znów „Obywatelskiej".
Młode partie
Historia III RP to cmentarzysko partii politycznych. PO i PiS wydają się nam nestorami, lecz to tylko pozory. Obie powstały zaledwie w 2001 r. W historii partii politycznych to tyle, co nic. Starsze SLD (1999 r.) po niedawnej fuzji z Wiosną zmienia szyld na „Nową Lewicę". „Sędziwy" PSL (realnie od 1990 r.), który po ostatnich wyborach ledwo zipie, także rozmywa swój logotyp dodatkowym szyldem „Koalicji polskiej".
Nikt nadmiernie nie przywiązuje się ani do nazw, ani do sztandarów. Tradycja, pamięć instytucjonalna – wydają się drugorzędne. To przekonanie obejmuje także partię, która wydaje się dziś triumfować – Prawo i Sprawiedliwość. Joachim Brudziński dopiero co wyznał, że „PiS rozpadnie się bez Jarosława Kaczyńskiego jak domek z kart".
Popularność ruchów społecznych w 2020 r. nie bierze się znikąd. Z jednej strony o kryzysie partii można mówić w szerszym planie. Wśród przenikliwych analityków ich degrengolady był zmarły przed kilku laty irlandzki politolog Peter Mair. Przed falą populizmu na Zachodzie wskazywał on, że partie przechodzą tam głęboki kryzys, przestają być gwarantami trwania samej demokracji. Nowe technologie i media społecznościowe szybko unaoczniły ten stan rzeczy. W XX w. krótka historia polskich partii politycznych w niepodległym państwie jest... krótka. II RP na początku posiadała nieźle ukształtowaną strukturę partyjną. Niemniej konkurowanie ugrupowań we własnym państwie szybko skończyło się szokującymi podziałami, zamachem majowym, wsadzaniem konkurentów do więzień i obozów. Po II wojnie światowej PSL Stanisława Mikołajczyka został zmiażdżony przez komunistów terrorem, oszustwami przy urnach i propagandą. Na scenie na blisko pół wieku pozostało PZPR z przystawkami.