Polskie dyskusje o 17 września 1939 r. z reguły ograniczają się do przypominania okoliczności sowieckiej agresji, upamiętniania przeogromnej liczby ofiar zbrodni ZSRR oraz ubolewania, że w obecnej Rosji manipuluje się historią lub ją wprost fałszuje. Umyka natomiast uwadze jedna ważna okoliczność – państwo rosyjskie nigdy nie potępiło ZSRR za wojnę agresywną przeciwko Polsce oraz aneksję wschodnich województw w listopadzie 1939 r.
O ile pakt Ribbentrop-Mołotow został jednoznacznie potępiony w okresie pieriestrojki, a za prezydentury Jelcyna ujawniono główne dokumenty o zbrodni katyńskiej, to w odniesieniu do wydarzeń z jesieni 1939 r. stalinowskie wykładnie wciąż obowiązują. Jaskrawym przykładem może być niedawny artykuł Siergieja Naryszkina, szefa rosyjskiego wywiadu, który wręcz żywcem powtórzył sformułowania ze sławetnej noty Mołotowa. Dokument, który zastępca ludowego komisarza spraw zagranicznych usiłował wręczyć polskiemu ambasadorowi, głosił, że „Rząd polski rozpadł się i nie przejawia żadnych oznak życia”, co oznacza, że „państwo polskie i jego rząd faktycznie przestały istnieć”.
Tego rodzaju kłamstwa są dopełniane przez kontrfaktyczne dywagacje, że gdyby nie interwencja z września 1939 r., to Hitler miałby krótszą drogę do Moskwy, przez „argumenty” natury historycznej o niegdysiejszej przynależności tych ziem do Cesarstwa Rosyjskiego lub wręcz księstw ruskich, a także etnonacjonalistyczną moralistykę, że w końcu granice powojenne są sprawiedliwe, bo oparte o kryterium etniczne.
Katyń potępiony, 17 września – nie
Skąd się bierze taka uparta niechęć Moskwy akurat do przyznania się do tej jednej zbrodni sowieckiej? Potwierdzenie, że doszło do aktu agresji w uzgodnieniach z Hitlerem, byłoby ciosem w tożsamość historyczną wielu Rosjan, budowaną na micie ZSRR jako zwycięzcy nad nazizmem. Niweczyłoby sens wieloletnich wysiłków rosyjskiej dyplomacji, aby pomijając totalitarny charakter ZSRR, przedstawiać to państwo jako takiego samego uczestnika stosunków międzynarodowych jak USA czy główne państwa europejskie – z równie uprawnionymi interesami i podobnymi sposobami realizacji polityki. Wymuszałoby rewizję utrwalonych wyobrażeń historiograficznych, jak choćby mapek terytorium ZSRR w czasie wojny, przedstawiających nie tylko Wilno czy Lwów, ale nawet Białystok i Przemyśl jako miasta sowieckie. Prowadziłoby do rewizji liczby sowieckich ofiar wojny – wszak żydowskie i polskie ofiary spośród mieszkańców Kresów są obecnie liczone podwójnie.
Obecni włodarze Rosji są też niezdolni do wiary w sens polityki innej niż imperialna, przeto trudno się spodziewać, że odetną się od zbrodni Stalina. Jakże wiele cech wspólnych z sowiecką propagandą po aneksji wschodniej Polski mają kremlowskie uzasadnienia aneksji Krymu. A twierdzenia Putina o „sztucznym państwie” – Ukrainie, uciskającej ludność rosyjskojęzyczną – przypominają jako żywo propagandę skierowaną przeciw przedwojennej Polsce i enuncjacje Mołotowa o „pokracznym bękarcie” traktatu wersalskiego.