Ogromne kwoty w dolarach i euro były przynoszone do banku w gotówce, w zwykłych torbach. Za wiedzą i przyzwoleniem szefa oddziału znanego banku w Warszawie (prokuratura nie ujawnia jego danych ze względu na „rozwojowy charakter śledztwa") trafiały na konta, skąd transferowano je na cały świat. To piąty bankowiec podejrzany o współpracę z wietnamskim gangiem – jak dotąd najwyższy rangą.
– Mężczyźnie postawiliśmy zarzuty współudziału w zorganizowanej grupie przestępczej, prania pieniędzy oraz korupcji menedżerskiej – mówi „Rzeczpospolitej" prok. Edyta Petryna z Prokuratury Regionalnej w Warszawie, prowadząca śledztwo w tej spektakularnej sprawie.
Skala, na jaką gang miał oszukiwać na podatkach i legalizować brudne pieniądze z przestępstwa, jest w polskich realiach rzadko spotykana. „Rzeczpospolita" poznała szczegóły kolejnej odsłony tej sprawy – jej początki sięgają ubiegłego roku, gdy wpadli pierwsi członkowie grupy, i pierwsi bankowcy na ich usługach.
Dyrektor oraz dwoje Wietnamczyków – mężczyzna, który wpłacał pieniądze w tym banku i kobieta pomagająca w procederze – zostali zatrzymani w miniony czwartek.