A miało być tak dobrze. Chińczycy pod koniec listopada 2017 r. znieśli zakaz importu do ich kraju drobiu z Polski. Teoretycznie znów możemy więc korzystać z wyłączności w całej UE na jego dostawy do Państwa Środka. Ale choć eksport miał ruszyć lada dzień, jak ustaliła „Rzeczpospolita", nie ruszył.
Drobiowe eldorado
– Trudno wywierać presję na Chińczyków, ale uważam, że czekamy już stanowczo za długo – mówi Jan Wolff, dyrektor ds. eksportu w firmie SuperDrob, która jako jeden z pięciu zakładów może, a właściwie mogłaby, eksportować mięso do Chin.
Polski drób miał wszelkie szanse na sukces w Państwie Środka. Jeszcze dwa lata temu polscy producenci jako jedyni z całej Unii Europejskiej mieli prawo eksportu na ten rynek, gdzie mogli konkurować z drobiarskimi potęgami z Ameryki Południowej. Eksport zaczął rosnąć, skoczył z poniżej tysiąca ton w 2010 r. do 16 tys. ton w 2016 r., co dawało 1,5 proc. całego polskiego wywozu drobiu. Odkąd jednak w grudniu 2016 r. azjatyckie rynki zamknęła przed polskim mięsem ptasia grypa – eksportu nie udaje się przywrócić.
Choć był on niewielki, np. w porównaniu z Brazylią, która w 2016 r. wysłała do Chin 487 tys. ton drobiu, ma ogromne możliwości rozwoju. – Jest to rynek o wielkim potencjale wzrostu, ze sporym popytem na części tuszki drobiowej, które trudno sprzedać w Unii Europejskiej – przekonuje Grzegorz Rykaczewski, analityk BZ WBK. Eksport do Azji daje też szalenie atrakcyjne marże i zakłady świetnie na nim zarabiają. Wszyscy więc czekają na nowe otwarcie.