Gra na emocjach najpewniej okazała się jednak także skuteczna po stronie demokratycznych wyborców, w szczególności wykształconych, białych kobiet z klasy średniej mieszkających na zamożnych przedmieściach miast, gdzie decydował się los wielu mandatów do Izby Reprezentantów. Wiele z nich poczuło się urażonych aroganckim podejściem Trumpa do płci pięknej. Ale demokraci mogli także liczyć na mobilizację młodych wyborców. Z możliwości głosowania korespondencyjnego skorzystało dwa razy więcej Amerykanów niż w 2014 r., kiedy łączna frekwencja wyniosła ledwie 38 proc. uprawnionych. Teraz spodziewano się, że będzie o wiele wyższa.
Paraliż Kongresu?
Już kilka miesięcy temu Anne Applebaum, publicystka „Washington Post", mówiła „Rzeczpospolitej", że Ameryka nigdy nie była tak spolaryzowana, jak obecnie. Od tego czasu podział Ameryki jeszcze bardziej się pogłębił. Bezprecendensowy atak na synagogę w Pittsburghu na kilka dni przed głosowaniem, a także ładunki wybuchowe wysłane pocztą do przeciwników Trumpa dają pewne pojęcie o napięciu, w jakim żyje teraz Ameryka.
– Strach jest dominującym uczuciem w tych wyborach – powiedział „USA-Today" Jeffrey Engel, politolog Southern Methodist University.
Ale gen. James Jones, doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Baracka Obamy i były dowódca wojsk amerykańskich w Europie, w wywiadzie, który będzie opublikowany w najbliższym „Plusie Minusie", przyznał, że wiele inicjatyw Trumpa w polityce zagranicznej wynika z zaniechania przez poprzednich prezydentów zmierzenia się z narastającymi zagrożeniami dla USA, przede wszystkim ze strony Chin, ale także Rosji i Iranu.
Jeżeli republikanie utrzymaliby większość w obu izbach Kongresu, prezydent najpewniej uznałby to jednak za mandat do prowadzenia jeszcze bardziej radykalnej polityki. W sprawach krajowych dotyczy to przede wszystkim ostatecznego odwołania powszechnego systemu ubezpieczeń zdrowotnych (Obamacare), ale nie jest też wykluczone, że Trump odsunąłby specjalnego prokuratora Roberta Muellera, który prowadzi śledztwo w sprawie ewentualnych powiązań kampanii wyborczej Trumpa z Kremlem. W polityce zagranicznej można by spodziewać się w szczególności nasilenia wojny handlowej z Pekinem. W takim układzie byłoby też niezwykle prawdopodobne, że prezydent zostanie wybrany na drugą kadencję za dwa lata, a krytycznie wobec niego umiarkowani republikanie przestaliby podważać jego przywództwo.
Odwrotny scenariusz, pełna kontrola demokratów nad Kongresem, pozbawiłaby prezydenta możliwości dalszego forsowania swojej agendy. W taki sposób Obama miał związane ręce od listopada 2010 r.