W rozpoczętym roku czekają nas dwa takie wydarzenia pewne, lecz niewiadome w skutkach; ich daty znamy, ale konsekwencje mogą odmienić nasz świat, a nawet go zrujnować. Już za kilkanaście dni, bo 20 stycznia, Donald Trump przejmie władzę w USA. Nie nasz problem, można powiedzieć; Amerykanie wybrali, to niech teraz mają. Ale jedną z jego sztandarowych obietnic jest zakończenie wojny w Ukrainie, toczącej się tuż u naszych granic.
Co Donald Trump zrobi z Ukrainą
Jednego dnia – jak obiecywał – na pewno nie uda się położyć jej kresu, ale względnie szybko można to osiągnąć przez pozbawienie Ukrainy amerykańskiej pomocy i w ten sposób powalenie jej na kolana. Wtedy nie tylko zobaczymy rosyjskie czołgi nad Sanem i Bugiem, ale Ameryka, przegrywając z Rosją, straci status wielkiego mocarstwa. Ośmieli to jej przeciwników na całym świecie, w tym także Chiny, które sięgną po Tajwan.
Czytaj więcej
W ciągu nadchodzących 12 miesięcy Putin nie zamierza wstrzymać ofensywy w Ukrainie – mówi „Rz” wysokiej rangi zachodni dyplomata pracujący w Moskwie.
Jeśli Trump chce „znów uczynić Amerykę wielką”, nie może zaczynać od haniebnej porażki. Można przecież zakończyć wojnę przez dostarczenie Ukrainie takiej broni, której dotąd nie dawali jej przywódcy Zachodu pod patronatem Joe Bidena. Albo przez inne jeszcze stanowcze działania, także wojskowe. Wtedy dopiero będzie można mówić o pokoju, ewentualnie osładzając Putinowi klęskę Krymem albo kawałkiem Donbasu.
Jeśli wybory prezydenckie 2025 wygra Karol Nawrocki, PiS powróci do władzy
W maju odbędą się u nas wybory prezydenckie. Nie wszystko jedno, czy wygra je otulony w nimb świeżości „kandydat obywatelski”, czy trochę już opatrzony Rafał Trzaskowski. Jeśli ten nimb i „patriotyczne” frazesy otumanią dość wielką liczbę co bardziej naiwnych wyborców, to odbudowa demokracji zapoczątkowana z końcem 2023 roku będzie jeszcze mocniej hamowana przez prezydenckie weto i odmowę stosownych podpisów.