Przedstawiane opinii publicznej prognozy są nie dość, że niepewne, to często się zmieniają i są sprzeczne ze sobą lub mocno rozstrzelone. Wiosną „The Economist" przedstawił prognozy zmian PKB w 2020 r. dla USA, Chin, Japonii i Wielkiej Brytanii i strefy euro, opracowane przez 18 prestiżowych instytucji: banków inwestycyjnych i firm konsultacyjnych. Przedziały, w jakich znalazły się te prognozy, były niewyobrażalnie szerokie: -8,8 do -0,3 proc. dla strefy euro (przy medianie -5 proc.) od -3 do +5 proc. dla Chin (mediana +3 proc.).
Problemów, z jakimi mierzą się progności, jest mnóstwo: sytuacja jest bez precedensu w ostatnich dziesięcioleciach, nie wiemy, ile potrwa pandemia i jaka będzie jej głębokość. To wymusza przyjmowanie założeń przy ogromnej niepewności. Zależą one od wyczucia sytuacji i zdolności do symulowania niewiadomych.
Modele prognostyczne wymagają wielu założeń, jakie nie pojawiają się w czasach obejmowanych obserwacją statystyczną. Chodzi o uwzględnienie m.in. różnej odporności na lockdowny różnych gałęzi gospodarki, skuteczności pakietów pomocowych, zmian na rynkach konsumenckich, stopnia zdyscyplinowania społeczeństwa. Należy też zrewidować powszechne przed drugą falą założenie o kontynuacji odbicia gospodarczego z II kw.
Opublikowany przez Eurostat 13 listopada tzw. szybki szacunek tempa zmian PKB w UE pokazuje, że w III kw. żaden kraj Unii nie odrobił strat w tempie wzrostu z I półrocza. Ten fakt potwierdza niższy poziom PKB w III kw. r./r. Perspektywa roczna pokazała, że PKB obniżył się średnio w UE o 4,3 proc., najbardziej w Hiszpanii (-8,7 proc.), najmniej na Litwie (-1,7 proc.). Polska miała drugi z najlepszych rezultatów (-2,0 proc.). USA miały wtedy spadek o 2,9 proc., a Wielka Brytania aż o 9,6 proc.
Rewizja założeń dla prognozowania wzrostu PKB w IV kw. jest trudnym przedsięwzięciem. Pojawił się nowy czynnik, jakiego gospodarki nie doświadczyły przed pandemią. Chodzi mi o istotne zmiany w zachowaniach konsumentów i przedsiębiorców. Popyt konsumencki słabnie z kilku powodów. Wiele osób ogranicza wydatki, bo ma niższe zarobki. GUS podaje, że w II kw. przeciętne wynagrodzenie w gospodarce obniżyło się w skali o 5,8 proc., a łączna wartość wynagrodzeń o 13 mld zł. Ograniczenia w przemieszczaniu się i obawa przed zakażeniem się wirusem powodują drastyczny spadek popytu na wiele usług. Z kolei firmy doceniają korzyści z pracy zdalnej w wielu zawodach, co przyczynia się m.in. do słabnącego popytu na wynajem powierzchni biurowych.