Manowska jest sędzią z ogromnym doświadczeniem i bez problemu mogłaby zostać sędzią Sądu Najwyższego i ubiegać się o najważniejsze stanowiska w tej instytucji. Problem w tym, że w obecnej sytuacji nad jej wyborem zawisł polityczny cień drastycznego konfliktu jaki toczy się między władzą polityczną a sędziami. Manowska musi odciąć jakiekolwiek relacje z władzą polityczną. Nie może być już szefem Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury, której nitki wiodą do ministerstwa sprawiedliwości. Nie może być też prezesem reprezentującym interesy tylko nowych sędziów. Musi przekonać do siebie wszystkich, również „starych”. Szanować ich stanowisko, ocenę prawną, również krytyczną wobec przeforsowanych zmian. Manowska zastaje SN podzielony jak nigdy dotąd w historii. Podział między starymi i nowymi sędziami nie dotyczy tylko oceny prawnej zmian w wymiarze sprawiedliwości, w tym w Sądzie Najwyższym, ale przybrał też wymiar osobisty, personalny. Próba zasypania tego podziału jest drugim zadaniem nowej prezes. Zadaniem, które wydaje się karkołomne z uwagi na dużą pryncypialność w podejściu starych sędziów do zmian w SN. Spora część z nich nie uznaje statusu nowych sędziów, wskazując że zostali wybrani z naruszeniem konstytucji. Z takim podejściem trudno będzie o kompromis.
Czytaj także:
Prezydent Andrzej Duda powołał Małgorzatę Manowską na I Prezesa Sądu Najwyższego
Mimo, że zadanie, które stoi przed Manowską jest z kategorii „mission impossible”, jej jedyną szansą jest udowodnienie, że niezależność sędziów i niezawisłość sądów stanowi dla niej świętość. Stawiając gruby, nieprzekraczalny mur dla wpływów politycznych w SN dowiedzie, że zasłużyła na pełnienie tej fundamentalnej dla sądownictwa funkcji. Jest to ważne dla polskiej demokracji, by Sąd Najwyższy nie poszedł w ślady Trybunału Konstytucyjnego, który został sprzężony z władzą polityczną. Powtórka tego scenariusza w SN byłaby katastrofą dla państwa. Stąd ogromna odpowiedzialność jaka od dziś na niej ciąży. Codzienny test czy potrafi godnie udźwignąć funkcję prezesa, tak jak kiedyś w spokojniejszych czasach dźwigał z dumą ś.p. Stanisław Dąbrowski.
Czas dla sądownictwa jest bardzo trudny. To próba dla jego niezależności i niezawisłości sędziowskiej. Sąd Najwyższy powinien być wzorem, busolą dla całego sądownictwa powszechnego. Jeżeliby runął, spowodowałby upadek całego systemu. Przed Manowską szereg winnych wyzwań, jak choćby spór prawny o ważność zmian przeforsowanych przez PiS dotyczących wymiaru sprawiedliwości. Nad Polską „wiszą” też wyroki TSUE dotyczące systemu dyscyplinarnego. Po ich wydaniu SN będzie musiał się do nich odnieść i dostosować, co może wymagać aktywności nie tylko organizacyjnej nowego Prezesa. Na to wszystko nakłada się wreszcie kampania wyborcza i kwestia rozstrzygnięcia ważności wyborów.