Dla dyrekcji, która objęła Operę Wrocławską w czasie pandemii, ta premiera ma znaczenie szczególne. Trzeba było zrezygnować z wcześniejszych planów i wymyślić nowe. Tak narodził się pomysł wystawienia „Cosi fan tutte".
To jest opera na wciąż pandemiczne czasy. Na scenie pojawi się zaledwie sześcioro wykonawców, ale tak zaplanował to Mozart, którego „Cosi fan tutte" uchodzi za jedno z najważniejszych jego arcydzieł. A reżyser wrocławskiej inscenizacji, pochodzący z Brazylii André Heller-Lopes, zaproponował, by widz, przychodząc do teatru, do końca nie wiedział, którą wersję zobaczy. A artyści, jaka będzie grana.
Realizatorzy zapowiadają więc, że podczas uwertury jedna z osób biorących udział w spektaklu rzuci monetą i w zależności od tego, co wypadnie, taką wersję zobaczymy.
Ta opera opowiada o swoistej szkole kochanków, który swe uczucia wystawiają na próbę: – Pierwszą obsadę, 4 czerwca, tworzą trzydziestolatkowie, którzy już zaczynają odnosić sukcesy na różnych scenach w Polsce, ale nie tylko – mówi dyr. artystyczny Opery Wrocławskiej, Mariusz Kwiecień. – Druga, która wystąpi dzień później, to studenci.
Na pytanie, która z nich jest lepsza, Mariusz Kwiecień unika odpowiedzi, ale podkreśla, że Operze Wrocławskiej bardzo zależy na promowaniu młodych talentów.