Aż trudno uwierzyć, że PKF towarzyszyła nam ponad 50 lat, o czym przypomina świetna książka „Polska Kronika Filmowa. Podglądanie PRL-u” Marka Kosmy Cieślińskiego, medioznawcy i eksperta w dziedzinie manipulacji w mediach oraz dokumentalisty. Ukazała się ona nakładem Wydawnictwa BOSZ.
Autor analizuje w niej zjawisko popularności filmowego tygodnika aktualności z naukową wnikliwością, jak i narracyjnym talentem i swadą. Dzięki temu nie tylko reaktywuje wspomnienia i emocje starszych generacji, ale zapewne wzbudzi też zainteresowanie czytelników, którzy tamtych czasów już nie pamiętają.
Kronika ukazywała się w latach 1944-1994. Jej inicjatorami byli lubelscy komuniści związani ze Związkiem Radzieckim, którzy w Manifeście 22 lipca PKWN zapowiadali stworzenie ludowego państwa o nowym porządku społecznym. Środków na jej wydawanie nigdy nie żałowano zgodnie z leninowską zasadą „ze wszystkich sztuk najważniejszy jest film”. W latach powojennych jej nakład sięgał trzystu kopii, by mogła trafić do jak najszerszego grona odbiorców.
W 1948 kierujący Kroniką Jerzy Bossak mówił na partyjnej naradzie, że film dokumentalny „jest specjalnym ostrym narzędziem oddziaływania politycznego, jego zadaniem jest kształtowanie mas”. PKF była więc tubą propagandy komunistycznych władz, co szczególnie nasiliło się w czasach stalinowskich, gdy w jej komentarzach roiło się od ideologicznych wezwań w rodzaju: „Wielki chorąży pokoju Józef Stalin ukazał drogę zwycięstwa: pokój zostanie utrzymany i utrwalony, jeżeli narody ujmą w swe ręce sprawę utrzymania pokoju i będą broniły jej do końca".
Ale jednocześnie jej twórcy starali się nawiązać bliski kontakt z odbiorcą. Opowiadali więc także o codzienności podnoszącego się kraju z ruin, zwłaszcza stolicy, przeplatając informacje o wielkiej odbudowie doniesieniami o uciążliwościach życia: brakach w zaopatrzeniu, biurokracji, trudnościach mieszkaniowych.