Megaplatformy, które będą zapewne głównym płatnikiem planowanego przez rząd podatku od reklamy (szacuje się, że jego wymiar w 2022 r. wyniesie około 800 mln zł), powinny być opodatkowane na rzecz polskiego fiskusa już dawno temu. Na przeszkodzie stały zasada unikania podwójnego opodatkowania w ramach Unii Europejskiej i ich rezydencja podatkowa. Mimo iż zarabiały na rynkach narodowych, podatek dochodowy płaciły w krajach, w których mogły liczyć na niskie stawki i specjalne traktowanie. To rzecz jasna musiało prowadzić do frustracji. Nie tylko ministrów finansów, ale również lokalnych konkurentów, którym nikt podobnych warunków nie proponował.
Projekt ustawy o opodatkowaniu reklam ma tę sprawę w jakiś sposób załatwić. Tyle może rząd, zanim Unia wprowadzi ogólnoeuropejskie regulacje dotyczące podatku cyfrowego od megaplatform. Takie wieści płyną z poufnych źródeł rządowych. Tyle że to niecała i zapewne nie najważniejsza część prawdy. Bo prócz nałożenia trybutu na gigantów cyfrowych (inną sprawą jest, czy faktycznie znów się nie wywiną) fiskus zawiesza miecz nad głowami całej doświadczonej ciężko przez Covid-19 branży medialnej. Płacić uzasadniane pandemią podatki od reklamy mają telewizje, radiofonia, operatorzy reklamy zewnętrznej, prasa, a nawet właściciele kin. Dodajmy wyraźnie: wszyscy mocno już obciążeni podatkiem dochodowym i VAT.
Rozumiem potrzeby wsparcia państwa w walce z wirusem. Głęboki sens mają zapewne również mechanizmy solidarnościowe. Tyle że partycypować powinni w nich głównie ci, którzy na Covid-19 zarabiają. Jakie to branże? Na przykład suplementy diety, sprzedaż internetowa czy firmy kurierskie. Media, zwłaszcza tradycyjne, do nich nie należą. Po pierwsze, ledwie sobie radzą w nierównym pojedynku reklamowym z megaplatformami. Po wtóre, reklama w pandemii mocno się skurczyła. Po trzecie w końcu, wszystkie dziedziny poboczne, które uzupełniały przychód z operacji medialnych, czyli konferencje, szkolenia, branding etc., zostały przez epidemię niemal całkiem wyłączone. W przypadku niektórych wydawców prasy spadki przychodów sięgają nawet 50 proc. To nasza rzeczywistość. Bardziej walka o przetrwanie niż spokojne spinanie budżetów przez zadowolonych z siebie handlowców.
Nowy podatek – o ile wejdzie w życie – może być dodatkowym ciężarem, którego branża już nie wytrzyma. Zostanie fiskalnie zaorana. Nic więc dziwnego, że podnoszą się głosy, iż chodzi o coś innego niż podatek, że władza atakuje po prostu wolne media. Jakoś blisko pomysłowi nowego podatku do niedawnych pohukiwań rządzących o „repolonizacji" i „dekoncentracji". Także słownikowo – „anihilacja" branży wolnych mediów – koresponduje on z poprzednimi hasłami powtarzanymi regularnie w kręgach rządzącej prawicy.
Na razie to tylko projekt – ktoś powie. To prawda. Zanim się więc to złe prawo uchwali, trzeba się wsłuchać w głosy ekspertów, którzy podpowiedzą, by np. wprowadzić mechanizm odliczania podatku reklamowego od dochodowego, co wesprze firmy uczciwe wobec fiskusa. Albo wyciąć drobny miliard z dotacji dla telewizji Jacka Kurskiego, co wyjdzie wszystkim, może niemal wszystkim, na zdrowie.