I choć – jak podkreśla – wiele osób mogłoby wskazać, że przecież w filmie nie ma przedstawionego wprost wizerunku Misiewicza, to nie ma to znaczenia.
– Nie ma wątpliwości, iż osoba, która go w filmie gra, gra pana Misiewicza. Pan Misiewicz jest zatem w filmie rozpoznawalny i identyfikowalny. To wystarczy, by mógł poszukiwać ochrony swojego wizerunku – zaznacza mecenas Czyżewski, który specjalizuje się w ochronie dóbr osobistych.
– Mojemu klientowi nie przyszłoby do głowy pozywać twórców miniserialu „Ucho prezesa", gdzie również był wykpiwany. W filmie „Polityka" natomiast nie tylko granica dobrego smaku, ale i przyzwoitości została przekroczona. Satyra ma wyśmiewać, a nie poniżać. I tu przebiega jej granica. Doszło do zdeptania czyjejś godności – mówi ostro adwokat Zbigniew Krüger z poznańskiej kancelarii Krüger i Partnerzy, pełnomocnik Misiewicza.
Wizja artystyczna
W podobnym tonie wypowiada się również adwokat Dariusz Pluta, zajmujący się prawem mediów oraz ochroną dóbr osobistych.
– Granicą wolności każdej osoby są prawa drugiego człowieka. W przypadku polityków ta granica się przesuwa stosownie do interesu publicznego. Jeśli jednak chcemy pokazać sceny intymne, trzeba mieć ku temu powody oraz przede wszystkim dowody. W sprawie Misiewicza obracamy się natomiast w sferze plotek. Nigdzie nie udowodniono, że łączyła go relacja intymna z Antonim Macierewiczem – komentuje mec. Pluta.
I podkreśla, że wizja artystyczna jest prawem podmiotowym, natomiast ma granicę, którą wyznaczają prawa innych ludzi. W szczególności gdy artysta zaczyna się posługiwać quasi-życiorysem, którym narzuca innym wersję patrzenia na danego człowieka.