Prof. Jacek Męcina zwrócił uwagę na to, że kondycja zdrowotna Polaków zawsze była słaba z uwagi na utrudniony dostęp do opieki zdrowotnej, który w okresie pandemii uległ jeszcze pogorszeniu. – Spójrzmy, jak wygląda system – konsekwentnie, jednym z obszarów, na który kierowano część kosztów związanych z funkcjonowaniem systemu zabezpieczenia społecznego związanego ze zdrowiem, był pracodawca. Koszty absencji pracownika i wypłata chorobowego przez pierwsze 30 dni mogą doprowadzić do upadku mikroprzedsiębiorstw, a w przypadku dużych firm powodują potężny problem. Także koszty badań lekarskich spadły na przedsiębiorców – tłumaczył prof. Męcina i zwracał uwagę, że słabość dostępu do usług zdrowotnych stała się przesłanką powszechnego wprowadzania pakietów zdrowotnych dla pracowników i ich rodzin, które są finansowane przez pracodawcę. – System bardzo mocno obciąża przedsiębiorców, którzy troszczą się o zdrowie swoich pracowników, co widać było przy programach szczepień czy różnych działaniach związanych z profilaktyką zdrowotną. Trzeba jednak pamiętać, że nie każdy przedsiębiorca ma taki potencjał, by inwestować w zdrowie swoich pracowników. System powinien iść w tym kierunku, by mocniej współpracować z przedsiębiorcami, nie nakładając na nich kosztów, np. koordynując profilaktykę dla osób 40+ z przedsiębiorcami, co mogłoby dać lepszy efekt.
Opóźnienie w diagnostyce laboratoryjnej dostrzega także dyr. Józef Jakubiec. – Rok 2020 w sposób bardzo dobitny pokazał, że dług zdrowotny jest bardzo łatwo przeliczalny na to, jakiego rodzaju badania nie zostały wykonane z powodu zamknięcia oddziałów i poświęcenia się wyłącznie covidowi – tłumaczył. – Ilość informacji będących wynikiem poszczególnych badań diagnostycznych, które są dostarczane bezpośrednio do lekarza, pozwala ocenić, jaka jest sytuacja zdrowotna, i prognozować, jaka ona będzie w przyszłości – podkreślał ekspert. Zwrócił także uwagę na to, że rynek diagnostyczny poszybował w górę. – W zakresie wszystkiego, co było związane z covidem, to są wzrosty o 20–40 proc. Natomiast nastąpił spadek wykorzystywania diagnostyki w zakresie chemii klinicznej, immunochemii, mikrobiologii czy testów genetycznych w zakresie samych odczynników czy również hematologii. To są spadki od 5 do nawet 30 proc. Dla nas sytuacja jest bardzo niepokojąca i nie wiemy, czy da się to nadrobić, ale liczymy, że program Profilaktyka 40+ dostarczy informacji diagnostycznej o pacjentach, którzy się zgłoszą. Jeżeli program pilotażowy by się udał i zostałby rozszerzony na kolejne pięć lat, to można by było dogonić brak wiedzy, który jest w tej chwili, jeśli chodzi o zdrowie społeczeństwa. Dla pracodawców jest bardzo ważne, by udzielić wsparcia swoim pracownikom, żeby można było określić swoją kondycję zdrowotną – mówił dyr. Jakubiec.
Mało na diagnostykę
Ekspert Stowarzyszenia Medtech Polska zwrócił także uwagę na to, że pod względem wydatków na wyroby medyczne do diagnostyki in vitro Polska jest znacznie poniżej średniej unijnej, która wynosi 20 euro per capita. W Polsce jest 10 euro. – A to oznacza, że lekarze podejmują decyzje, mając średnio dwa razy mniej aktualnej informacji diagnostycznej – tłumaczył. Oznacza to też, że inwestycje w medycynę laboratoryjną są za małe i poniżej potrzeb, które dają gwarancję wiarygodnych prognoz czy bieżących działań medycznych.
– Dług zdrowotny był zawsze, ale teraz zdecydowanie się zwiększył – ripostował dr Michał Sutkowski. – To skutek braku profilaktyki, kiepskiej edukacji zdrowotnej i co za tym idzie – braku świadomości, że należy badać się regularnie. Jeżeli do tego dołożymy to, co się działo w związku z utrudnionym w czasie pandemii dostępem do lekarza, to mamy odpowiedź na pytanie, dlaczego teraz narósł w zdecydowany sposób, w trakcie pandemii – tłumaczył dr Sutkowski. – Jeżeli liczba nowotworów między rokiem 2014 a 2025 rokiem zwiększy się u kobiet o 25 proc., a u mężczyzn o 14 proc., to jest to krótki czas i jeden z licznych powodów, dla których powinniśmy zwrócić się ku profilaktyce i edukacji. Działania w tym zakresie przyniosą efekt za wiele lat, więc na razie są potrzebne działania naprawcze. Jest ogromna wiara w to, że badania będą pacjenta uzdrawiać i oczywiście są one bardzo potrzebne, jednak nie badania są chore. Kluczem do zdrowia jest wizyta u lekarza i określone badania realizowane według określonego schematu. Powinniśmy dojść do takiego systemu, w którym ta wizyta byłaby bardzo ważną częścią porady profilaktycznej i na nią byłyby nakierowane określone badania kliniczne. Z tymi badaniami chory kierowałby się na konsultacje do lekarza medycyny pracy czy do lekarza rodzinnego. Taki model, w którym zaczynamy od wizyty indywidualnej, wydaje się bardzo pożyteczny – mówił dr Sutkowski.
Problem jednak w tym, że wielu pacjentów nie wie, że może zgłosić się na badania profilaktyczne, a do przychodni wybierają się wtedy, kiedy rzeczywiście coś im dolega. – Pacjenci boją się przychodzić do lekarza z bardzo irracjonalnych przyczyn. Te przyczyny są irracjonalne z punktu widzenia lekarza, który ma wiedzę medyczną. Z punktu widzenia pacjenta takie obawy nawet jeśli są irracjonalne, to mogą być uzasadnione, a wynikają z niewiedzy. Co do Profilaktyki 40+ problem polega na dobrowolności w świadczeniu tego programu, co może spowodować, że ten program będzie istniał tylko teoretycznie – mówi prof. Dominik Olejniczak.
Najczęściej powodem do zrobienia badań jest konieczność zrobienia badań okresowych do pracy. Takich badań, na 12 mln pracujących, wykonuje się rocznie ok. 5 mln. – Wiadomo, że większość środków w systemie będzie zawsze po stronie medycyny naprawczej, a nie po stronie profilaktycznej. Medycyna naprawcza żyje z niedoskonałości, które pojawiają się w obrębie medycyny profilaktycznej. Jednak po 20 latach udało się znowelizować rozporządzenie z opieką profilaktyczną pracowników i to jest element, który mógłby zafunkcjonować, jeśli chodzi o podstawowe badania obligatoryjne, które można łatwo wykonać. Dla większości Polaków lekarz medycyny pracy jest jedynym, którego pacjenci widzą na przestrzeni lat. POZ mijają szerokim łukiem, bo nie muszą chodzić, a do lekarza medycyny pracy pójść muszą. Budowanie opieki zdrowotnej, dla której priorytetem jest budowanie świadomości, nie ogranicza się wyłącznie do resortu zdrowia. Musi się tu włączyć resort finansów, w kontekście tego, że mówimy o zdrowiu jako o inwestycji, a nie o wydatku. Włączyć się musi również resort edukacji, by od najmłodszych lat budować najprostszą świadomość zdrowotną. Jeżeli nie zaczniemy planować rozwiązań, które będą w miarę możliwości łatwe do zastosowania w praktyce, to sytuacja się nie poprawi. Z samej definicji zdrowia publicznego wynika, że jeżeli społeczeństwo nie będzie zaangażowane w budowę tego potencjału, to nawet najlepiej funkcjonujący system nic nie da. Kontrola lekarza nad pacjentem kończy się w momencie, kiedy ten pacjent zamyka drzwi gabinetu z drugiej strony – lekarz nie jest w stanie zmusić pacjenta do badania. Jeżeli świadomość będzie większa, jest szansa, że ten stan zdrowia zostanie umocniony – tłumaczył prof. Olejniczak.